„Jak mówi przysłowie, Katalończycy wydobywają chleb nawet z kamieni. Zresztą twardy jak kamienie.”
Eduardo Mendoza
Podobnie mówi się o Amerykanach: z każdej tuby wycisną wszystko do cna i zarobią na tym. Wiedzą, że seks i przemoc to najlepsza droga do bogactwa w kinematografii. W porno ponadto liczy się przewidywanie i spełnianie marzeń widzów. A ci chcieliby zobaczyć na ekranie celebrytów, gwiazdy filmowe, modelki, pogodynki. Bo któż z nas nie marzył o pornosie z udziałem Moniki Bellucci, Kim Basinger, Salmy Hayek albo Catherine Zeta-Jones? Kto nie szukał w necie sceny z „Frytką” w jacuzzi? A w ogóle najlepiej, jakby zagrała w takim filmie miss.
W 2009 roku do Stevena Hirscha, szefa wytwórni Vivid, zgłosiła się miss USA z 1994 roku,
Kelli McCarty. Ów facet był zbyt stary i doświadczony, by nie wykorzystać takiej okazji. Nie wiadomo, z jakich powodów (poza tymi natury finansowej) była miss postanowiła spróbować swych sił w filmach dla dorosłych. Ten film to zresztą jedyny pornol w jakim wzięła udział.
Reżyserem był
Paul Thomas, były aktor i jeden z najlepszych reżyserów i scenarzystów Vivid. Oglądając film od razu widać rękę mistrza: scenariusz jest prosty, ale nie irytująco przewidywalny. Callie White wydaje się być szczęśliwą kobietą: ma bogatego męża, dom z ogródkiem, przyjaciół, których zaprasza na grilla. Ale to tylko jedna strona medalu. Mąż Danny (
Steven St Croix) zdradza ją regularnie z przyjaciółką, pasierbica Sarah (
Daisy Marie) nie cierpi macochy, a chłopak pasierbicy, Nicko (
Voodoo) w łóżku woli jej macochę. Ona sama też nie jest szczera wobec ludzi. Ta frustracja i obłuda musi znaleźć ujście. Najlepiej w postaci seksu. Więcej nie chcę zdradzać z fabuły, ale zapewniam, że choć jak wspomniałem jest prosta, to jednak ciekawa i wciągająca.
A jak wypadła nasza miss? Zadziwiająco dobrze! Nie wiem, czy to zasługa reżyserskich wskazówek, czy to jej talent aktorski, ale
Kelli gra bardzo naturalnie, nie wyczuwa się sztuczności w jej postaci. A i seks potrafi zagrać jak trzeba. Kiedy weteran,
Steven St Croix, bierze ją w obroty, jest niemal tak ciekawie, jak w filmach z
Rocco Siffredim. Naturalnie, gorąco i ostro. Scena Kelli z
Voodoo też jest dobra, choć bardziej ze względu na otoczenie, ale również warta uwagi. A właściwie to według mnie w filmie nie ma słabych scen, każda zasługuje na uwagę z różnych powodów. Jest seks w plenerze, pod prysznicem, na masce samochodu Acura (niezła rzecz!). Są dwie sceny z seksem analnym, kondomów nie zauważyłem, scen grupowych niestety też nie, ale może i dobrze, bo odebrałoby to filmowi wiarygodność.
Lubię tą produkcję i czasem do niej wracam, zastanawiając się, czemu
Kelli McCarty nie zagrała więcej w filmach z różowej serii. Być może branża porno wydawała jej się inna, miała być kolejną trampoliną do sławy? Nie ma jednak tego złego, nam wyszło na dobre. Jest to film nietuzinkowy, ciekawy nie tylko ze względu na obecność miss. Jeśli chcecie udowodnić swej łóżkowej partnerce, że porno to nie tylko „uprzedmiotowienie kobiet ku uciesze mężczyzn”, polecam spić ją dobrym winem i puścić „Faithless”.