B. Skow to obecnie etatowy wyrobnik w porno parodiach rodem ze studia Vivid. Po niechlubnym
„Clerks XXX”, którego recenzję napisałem jakiś czas temu, B. Skow nakręcił „Overnight”. Miał to być obraz, oparty luźno na kanwie kultowego dziś filmu romantycznego „Pretty woman”. A jak wyszedł?
Fabularnie nie ma odkrycia Ameryki, każdy kto oglądał „Pretty woman” i
porno parodię, zaraz się zorientuje, z czego zżynał scenarzysta. Wspólnych punktów jest tyle, że o pomyłce mowy nie ma. Niektórzy z Was mogą uznać, że to odgrzewany kotlet.
Ręczę jednak własnym interesem, że jest to kotlet odgrzewany na świeżym tłuszczu, dobrze przyprawiony i nie spalony. Dana (
Allie Haze) to dziwka-ćpunka o wesołym usposobieniu, czekająca na dzień, w którym los się do niej uśmiechnie i da jej coś więcej, niż kolejnych klientów, dragi i towarzystwo call-girls. Problemem Lance’a (
Richie) jest jego wyobcowanie, i nocne koszmary. Ma pieniądze, ale na nadmiar przyjaciół nie może narzekać, a praca go wyniszcza od środka. Do tego niedawno zmarła mu matka, a w nocach dręczą go koszmary. Czy dwoje tak odmiennych ludzi może się zakochać?
Pod względem odegranych ról, widać, że
India Summer i
Richie mają zadatki na dobrych aktorów, mogą spokojnie zagrać w czymś, co ma fabułę. Nieco gorzej wypada
Allie Haze. Kiedy żartuje, dobrze jej to wychodzi, ale jakoś nie czuć w jej postaci dramatyzmu, odgrywanie smutku w jej wykonaniu nie przekonuje. Za to kiedy przychodzi do mokrej roboty, nie mam zastrzeżeń. Film zaczyna się nie od napisów, a od 18-minutowego trójkącika z udziałem
Allie Haze i
Jessie Andrews. Mocny akcent na początek! Panienki znają się na rzeczy i hojnie się nim dzielą cipkami i językami. Musiał facet pewnie dodatkowo zapłacić, skoro dyma dziwki bez gumy. Jak zresztą wszyscy w filmie, ale to już chyba standard w produkcjach
Skowa.
Warto również obejrzeć scenę w burdelu z udziałem czekoladki
Skin Diamond. Panienka gra na konsoli, podczas, gdy jej chłopak zaczyna ją rozpraszać, drażniąc jej nie zakrytą łechtaczkę. Rzecz jasna dziewczyna takich półśrodków długo nie wytrzymuje i parka zaczyna się ruchać na oczach koleżanek po fachu. Fajne wrażenie robi ich zachowanie. Nie są jakoś szczególnie przejęte, leżą, jakby nic się istotnego nie działo. Ot, co jakiś czas podrażnią swe cipki i oszczędnie przyłączą się do zabawy, ale to przecież sprawa Diamond. Niecodzienne w porno, ale na mnie zrobiło pozytywne wrażenie. Najgorzej oceniam seks
Indii Summer i
Nicka Manninga. Owszem, jest anal i facial, a Manning dyma jak trzeba, ale cała scena wydaje mi się nieco sztuczna i mało podniecająca. Widziałem Indię w „Rocco’s American adventures” i wiem, na co ją stać. Może następnym razem.
Za duży minus uznaję muzykę, jakieś chaotyczne wariacje na pianino, wstawione w niewłaściwych momentach, psują nastrój i nie pozwalają się skupić właściwie na fabule. Na szczęście podczas bzykanka jej nie ma, i tak powinno być.
Kto ten film powinien obejrzeć? Na pewno nie forumowi zboczeńcy, którzy zęby zjedli na ślizgaczach, bo nic nowego nie zobaczą. To zdecydowanie film dla fanów
Allie Haze i nowicjuszy w świecie porno. Wracając do pytania z początku recenzji, stwierdzam, że nie jest to może film, który bym polecał z gatunku pornosów romantycznych, na pewno jednak lepiej i ciekawiej obejrzeć go niż parodię z udziałem
Dany DeArmond.