Chociaż ostatnie produkcje Digital Playground nie zachwycają, to po całkiem przyzwoitym
Code of Honor odżyła we mnie nadzieja, że DP wróci do czołówki branży porno. Aby sprawdzić czy to nie tylko jednorazowy skok formy sięgnąłem po "My Haunted House". Jak wskazuje tytuł jest to produkcja o nawiedzonym domu, sięgnięto więc po całkiem ciekawy ciekawy i wdzięczny temat. Czy jednak produkcja
Robby'ego D. wykorzystał drzemiący w tej produkcji potencjał?
Film opowiada historię dziewczyny (
Stoya) mieszkającej w pięknym, lecz skrywającym pewną tajemnicę, domu. Utrzymanie takiej chaty kosztuje, więc dziewczę stara się wynajmować jeden z pokoi. Problem w tym, że mało kto wytrzymuje w tym domu dłużej niż kilka dni. A wszystko to przez jakąś tajemniczą siłę, ducha czy inną paranormalną zarazę, która robi wszystko by wykurzyć gości. Niestety cała ta niesamowita otoczka to zmarnowany potencjał. Początkowo zapowiadało się świetnie, już czuć było klimat filmów grozy kiedy czar prysł jak mydlana bańka. Z obecności ducha uczyniono tylko tło, które na dobrą sprawę mogłoby nie istnieć, a film nadal miałby tyle samo sensu.
No ale nie samą fabułą człowiek żyje, zresztą i tak w filmach porno większość historii wymyśla się tylko po to, żeby było co wpisać na okładce. Jak więc wypada reszta elementów produkcji? Ku mojej uciesze całkiem dobrze. Przede wszystkim w końcu zmieniono miejscówki, w których bohaterowie oddają się miłosnym uniesieniom. Jeśli więc ktoś dostawał już mdłości na widok tych samych pomieszczeń ? może odetchnąć z ulgą, bo tym razem podziwiać można zupełnie nowe wnętrza.
Nieco zastrzeżeń mogą budzić zdjęcia i praca kamerzysty ? niektóre ujęcia są nieciekawe, rażą też zbyt częste zbliżenia na narządy płciowe aktorów.
Nie najgorzej jest z samym porno, chociaż nie ma co spodziewać się fajerwerków.
Robby D. przygotował dla widzów 5 scen, z czego dwie z analem (jedna z
Brandy Aniston, druga ze
Stoyą). I chociaż wszystkie sceny ogląda się całkiem przyjemnie to jednak brakuje czegoś co sprawiłoby, że któraś z nich zostałaby w pamięci na dłużej. Ciężko przez to sensownie opisać którąkolwiek scenę nie tworząc zwykłego streszczenia tego co dzieje się na ekranie.
Jaka jest więc odpowiedź na postawione we wstępie pytanie? Moim zdaniem: nie. Motyw nawiedzonego domu był już w kinematografii wielokrotnie wykorzystywany i wystarczyłaby odrobina dobrych chęci, środków i pracy by stworzyć naprawdę ciekawe widowisko. Jednak także tym razem postanowiono całą parę skierować w te kilka dosyć standardowych scen, wychodząc z założenia, że reszta nie ma znaczenia bo film i tak się sprzeda.