
Do Sejmu wpłynął wniosek uchwały wzywającej ministra administracji i cyfryzacji do "zagwarantowania rodzicom prawa do internetu bez pornografii. W praktyce ma się to sprowadzić do zezwolenia dostawcom usług internetowych na blokowanie stron z pornografią, jeżeli zażąda tego użytkownik.
Grupa posłów reprezentowana przez Beatę Kempę złożyła w Sejmie projekt uchwały, która nakaże ministrowi administracji i cyfryzacji przygotowanie rozwiązań pozwalających użytkownikom oglądać strony internetowe bez możliwości wejścia na strony z pornografią. Projekt został skierowany do prac w komisjach sejmowych.
Według posłów każda osoba powinna mieć prawo żądać od dostawcy usług internetowych blokowania treści o charakterze pornograficznym. Po stronie dostawcy miałoby leżeć opracowanie filtrów blokujących takie treści i nieodpłatne udostępnienie ich użytkownikowi.
"Projekt mniej inwazyjny niż brytyjski"
Zdaniem posłów uchwała ma przede wszystkim pomóc chronić dzieci przed pornografią. Co więcej, rozwiązania te są mniej inwazyjne niż zaproponowane w lipcu zeszłego roku przez brytyjskiego premiera Davida Camerona. Wtedy dostęp do takich materiałów miał być tylko na wyraźne życzenie użytkownika. Polski projekt ma pozwolić użytkownikowi "wypisanie się" z dostępu do pornografii, co według posłów nie będzie równało się z cenzurowaniem sieci.
Przeciwko uchwale wypowiedział się w stanowisku generalny inspektor ochrony danych osobowych. "Zgadzając się co do diagnozy postawionej w sprawie rozszerzającej się dostępności dla dzieci treści pornograficznych w sieci, muszę jednak podkreślić, że proponowane rozwiązanie tego problemu wydaje się błędne, nieskuteczne i może grozić bardzo niekorzystnymi zmianami w sposobach gromadzenia informacji o osobach fizycznych". Co więcej, "choć zdaniem projektodawców uchwała proponuje rozwiązanie bardziej przyjazne niż proponowane przez premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, to w praktyce rozwiązanie proponowane rozwiązanie jest jeszcze bardziej niebezpieczne dla prywatności osób niż propozycja brytyjska. Zdaniem GIODO wejście w życie poselskiej propozycji byłoby w praktyce niemożliwe - trudno bowiem jednoznacznie określić tożsamość użytkownika w sieci, a gromadzenie znacznej ilości danych dotyczących zachowania użytkowników sieci mogłoby godzić w ich prywatność".
"To zgoda na inwigilację"
W opinii przygotowanej dla Biura Analiz Sejmowych przez Piotra Waglowskiego podkreśla się, że wprowadzenie podobnych przepisów w życie równa się zgodzie na inwigilację użytkowników przez dostawców internetu. Jak czytamy w opinii: "W pierwszej kolejności należy wszak "obserwować" komunikację użytkowników sieci, by ewentualnie w drugim kroku móc ją blokować lub filtrować". W związku z powyższym przepisy takie to "ingerencja w takie prawa podstawowe jak prywatność (rozumiana m.in. jako autonomia informacyjna jednostki), ale też wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji".
Uchwała nie precyzuje także, co będzie traktowane jako strony pornograficzne, co biorąc pod uwagę brak jednolitej definicji takich treści, może sprawiać problemy interpretacyjne.
Posłowie w uzasadnieniu piszą, że projekt uchwały wywoła pozytywne skutki społeczne, co w sytuacji protestów podczas prac nad Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych nie wydaje się być tak pewnym.
Projekty, które mają ograniczyć dostęp małoletnich do treści pornograficznych, nie są niczym nowym. Poza wspominanym Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych warto wspomnieć o niedawnym pomyśle kodeksu dobrych praktyk branży internetowej. Według jego reguł treści nieodpowiednie dla dzieci mają być zabezpieczone poprzez konieczność użycia karty kredytowej, przelewu czy specjalnego kodu, który przyjdzie do użytkownika tradycyjną pocztą za zwrotnym potwierdzeniem odbioru.Propozycja ta nie jest idealna, jednak może stanowić pewną alternatywę dla wymuszonego blokowania ruchu.