
Pierwszy urlop już za mną. Krótki, bo trwający raptem kilka dni, ale za to w pełni udany. Będąc w towarzystwie różnych wczasowiczów – większość spoza terytorium Polski, miałem okazję przekonać się na własne oczy (i uszy), jak bardzo zmieniło się postrzeganie moich rodaków przez obcokrajowców. EURO 2012, choć sportowo okazało się klęską, ukazało Polaków jako dobrych towarzyszy zabawy, uśmiechniętych, radosnych, chętnie służących pomocą. Polska jako kraj gościnny utkwił w sercach cudzoziemców, którzy chętnie do nas wracają (z licznych rozmów wynika, że niektórzy już parokrotnie nas odwiedzili!). Absolutnym hitem „barbecue” okazało się karaoke, na którym obcokrajowcy śpiewali nasze rodzime szlagiery. Nie obyło się również bez rozmów o futbolu („Lewy” staje się słynniejszy od Wałęsy), rozmaitych sklepach, galeriach (w tym prym wiodły kobiety), i przede wszystkim zabytkach oraz miejscach wartych odwiedzenia w Polsce. I nikt wspomniał nawet słowem o naszych dziurawych drogach...
Nawiązywanie nowych znajomości i relaks na świeżym powietrzu to jedno, ale nie zapominamy także o naszych czytelnikach, serwując kolejną aktualizację. W związku z wielką popularnością motywu kazirodztwa w filmach porno, tym razem odkurzyliśmy hit z lat 80', o tytule „Private Teacher”, w którym nastoletni Tom Byron uprawia seks z dojrzałymi i bardzo doświadczonymi „mamuśkami” (uwielbiane przez widzów Kay Parker i Honey Wilder). Równie zaprawionego w łóżkowych bojach kochanka wybrała atrakcyjna Maria Forsa w kultowym filmie Joe Sarno pt. „Butterflies”. Jeden z najsłynniejszych mistrzów erotyki – Sarno – nakręcił produkcję stricte pornograficzną, o której prędko nie zapomnicie. Na moment przeniesiemy się do czasów nam współczesnych, i tutaj już tak różowo nie jest. „Jesse Jane: Romance” oraz „Dirty Talk” mają mnóstwo ze sobą wspólnego – począwszy od reżysera (Robby D.), poprzez wytwórnię (DP), a kończąc na obsadzie (Jessie Jane, Erik Everhard) i – przede wszystkim – zbliżonym poziomie obydwu filmów. Nieco wyżej doceniliśmy „Romance”, ale poza kilkoma ładnymi buziami i rzetelnym, aczkolwiek dość schematycznym seksie, nie uświadczycie tu żadnych fajerwerków. W kąciku z dziełami Woodmana wracamy do 1999 roku i filmu „Network” - kiepskiego od strony fabularnej, ale pełnego soczystych scen penetracji (głównie analnej) i ładnych kobiet.
Zapraszamy do lektury i przypominamy o wypoczynku... jeśli nie latem, to kiedy?!