Od dziecka lubiłem klimaty fantasy. Smoki, magia, potężne artefakty i zło chcące zdominować świat to coś, co działało na moją wyobraźnię. Niestety moi znajomi nie podzielali tej fascynacji, więc nie dane mi było spróbować sił w klasycznym, papierowym RPG. Swoją przygodę z gatunkiem zacząłem od wybitnego „Baldur’s Gate”, gdy tylko dostałem pierwszy komputer. Oj, zrobiło się nostalgicznie, ale przecież nie o tym jest ten tekst.

„The Quest” od Digital Playgroud to epicka opowieść fantasy o bohaterkach pragnących wyzwolić świat z ucisku Mrocznej Pani (w tej roli
Katrina Jade) oraz zdobyć potężny artefakt. Z takim małym zastrzeżeniem, że całość dzieje się tylko i wyłącznie w głowach czterech dziewczyn podczas sesji klasycznego erpega.

Aria Alexander,
Jada Stevens,
Brett Rossi oraz
Kleio Valentien to cztery przyjaciółki, dla których nie ma nic lepszego od partyjki w ulubionego rolpleja (przy którym z niewiadomych względów siedzą półnagie, ale taki sposób gry trzeba akurat chwalić i propagować). Niestety,
Brett się zaręczyła i nie będzie miała czasu na kolejne sesje, zatem to ostatnia szansa na epicką przygodę w pełnym składzie.

Dziewczyny rzucają po kolei kostką i snują opowieść o tym, jak próbują zdobyć Niezwykle Potężny Miecz, który pomoże im pokonać Mroczną Panią. Bohaterki nie stronią od walki, ale bardziej efektywne okazuje się wykorzystanie walorów osobistych. Nie ma bowiem na świecie (prawdziwym lub tym w grze) takiego mocarza, który odmówiłby seksu z urodziwą niewiastą.

Holly Randall cieszy się w branży XXX dobrą opinią, a nakręcone przez nią sceny porno w „The Quest” tylko potwierdzają jej spory talent. Pięć scen umieszczonych w filmie to solidna dawka tego, co widzowie lubią najbardziej (no, może oprócz analu, bo tego niestety zabrakło). Dominują sceny damsko-męskie, jedynie na końcu raczeni jesteśmy małą zabawą grupową. I chociaż sceny same w sobie niczym szczególnym się nie odznaczają, to ogląda się je nad wyraz przyjemnie. Być może jest to spowodowane moim zamiłowaniem do cosplayu oraz doborem dziewczyn, bo akurat w tej kwestii nie mam żadnych zastrzeżeń.

Kolejną zaletą produkcji są całkiem solidnie zaprojektowane scenografie, dzięki którym oglądamy wnętrza rodem z filmów fantasy. Jasne, hollywoodzkie CGI generuje bardziej autentyczne miejscówki, ale ta sztuczność może być poczytywana za zaletę. W końcu oglądamy wizualizację opowieści snutej przez dziewczyny grające w erpega.

Dobre wrażenie robią też kostiumy. Jeśli grając w dowolną grę komputerową zastanawialiście się, dlaczego zbroja kobiecej postaci więcej odkrywa niż zakrywa, to znacie już odpowiedź. Tam gdzie nie można poradzić sobie pięścią, trzeba użyć innej części ciała (i bynajmniej nie jest to głowa). Fajnie się ogląda
Brett Rossi w kuszących szatach kapłanki, czy
Jadę Stevens w zbroi eksponującej jej niewątpliwe zalety.

Realizując produkcję, taką jak „The Quest”, Digital Playgroud sporo ryzykowało. W tym gatunku noga może się łatwo podwinąć i zamiast epickiej przygody wyjść potworek budzący uśmiech politowania. Na szczęście
Holly Randall znakomicie poradziła sobie ze swoim zadaniem. Efektem tego jest jeden z ciekawszych filmów ostatnich miesięcy. Gorąco polecam!