Kino akcji należy do gatunków filmowych, nad którymi okrutnie pastwią się krytycy, lecz widzowie chętnie zapełniają sale kinowe. Zajadając popcorn i żłopiąc Colę, z oczami pełnymi zachwytu śledzą karkołomne pościgi superluksusowych aut i ekwilibrystyczne sceny bijatyk. To nic, że główny bohater nie sili się na jakiekolwiek refleksje – kiedy w ruch idą pięści pora zapomnieć o emocjach i uczuciach. Rach-ciach i kolejny rywal dostał w nos.

Fabuła „The Marine” skupia się na losach dwojga ludzi, którzy wplątują się w ekstremalnie niebezpieczny romans. Delikatna i urocza Sarah (
Daisy Haze) rozkochuje w sobie przystojnego Chrisa (
Chad White), nie wspominając mu ani słowem o swojej profesji. Mroczny sekret błyskawicznie wychodzi na jaw, gdy Chris zostaje napadnięty przez gang oprychów. Rozpoczyna się walka o przetrwanie – Sarah i Chris muszą stawić czoła bezwzględnej mafii.

Walka na pięści, krwawe strzelaniny i spora dawka golizny - „The Marine” z pewnością zainteresuje wszystkich fanów kina akcji, mimo że sam film łączy ze sobą elementy sensacji, thrillera i... romansu. Mieszanka iście wybuchowa, ale takie widzowie kochają najbardziej. Filmowy heros nie przebiera w środkach, leje mocno po pysku, nadstawia kark, byleby tylko jego ukochanej nie spotkała żadna krzywda. Mężny rycerz, choć bez zbroi.

W rolę pięknej kobiety skrywającej ponury sekret wcieliła się
Daisy Haze. I trudno nie zaakceptować wyboru głównego bohatera – dla tak zniewalającej niewiasty niesłychanie łatwo stracić głowę. Sarah ma nie tylko niebudzący żadnych wątpliwości seksapil, ale i trudne, pogmatwane życie. Romans z Chrisem jest dla niej odskocznią od szarej codzienności, pełnej smutku i wylanych łez. Bycie prostytutką na usługach mafii to ciężki kawałek chleba.

Doskonale spisali się także pozostali aktorzy –
Chad White pasuje do roli byłego żołnierza marynarki wojennej,
Nick Manning fantastycznie odnalazł się jako bezwzględny gangster, zaś
Tasha Reign wniosła do produkcji dużo uśmiechu (fantastycznie sparodiowała nieco już zapomnianą Paris Hilton). Jak przystało na kino akcji trup ściele się gęsto, więc kilkuosobowa grupa statystów spełniła rolę „mięsa armatniego” (członkowie mafijnego gangu).

Warto nadmienić, że „The Marine” to debiutancka produkcja z nowo powstałej wytwórni EliteXFilms, założonej przez byłego hollywoodzkiego operatora filmowego, a także producenta oraz reżysera. Steve Jones pracował u boku najlepszych fachowców, co wpływa na jego postrzeganie kinematografii. Efekty CGI wymagają korekty, ale już sam sposób filmowania (oczywiście w 4K), montażu oraz ścieżki dźwiękowej (5.1) robią duże wrażenie.

Czy może być lepiej? Na pewno tak! „The Marine” to projekt, który dopiero raczkuje. Już niebawem zostanie nakręcona kolejna część filmu, w której poznamy dalsze losy Chrisa i Sary uwikłanych w mafijne porachunki. Najwięcej uwagi reżyser powinien poświęcić... scenom łóżkowym, które rozczarowują minimalizmem (żadnych fetyszy, analu, DP, orgii). Jest nad czym pracować, ale i tak branża XXX doczekała się wreszcie własnego Jasona Stathama.