W XIII-wiecznej Francji narodził się specyficzny typ literatury plebejskiej łączącej w sobie rubaszny humor, dosadny język i morał "ku przestrodze". W XIV wieku zawędrował on do Wielkiej Brytanii. Kulminacyjnym dziełem tamtego okresu są „Opowieści kanterberyjskie” złożone z opowiadań snutych przez pielgrzymów w drodze do przybytku wiary w miejscowości Canterbury.
W XX wieku, a dokładniej w 1985 roku reżyser
Bud Lee we współpracy z autorką scenariusza i odtwórczynią jednej z ról kobiecych
Hyapatią Lee podjął się przeniesienia dzieła na ekran filmowy (oczywiście pod patronatem "podkasanej muzy").
O ile pierwowzór literacki obejmował powiastki pielgrzymów, to w ekranizacji mamy do czynienia z konkursem na najlepszą opowieść erotyczną. W szranki stanęli: rycerz, młynarz, stolarz oraz dwie damy - zakonnik ograniczył się do "świętego oburzenia", aczkolwiek na sam koniec...
Film zrobiony jest bardzo pieczołowicie i z dużą dbałością o szczegóły. Kostiumy, biżuteria, scenografia są niemal doskonale dopasowane do przedstawianej epoki. Nawet minstrel śpiewający w trakcie filmu doskonale odtwarza dość specyficzną manierę ówczesnych śpiewaków dworskich.
Właściwie jedynym minusem produkcji jest dobór podkładu muzycznego do scen seksu. Niestety nie ma tu muzyki rodem ze średniowiecza, lecz dźwięki kojarzące się - zwłaszcza starszym widzom - z 8-bitowymi grami komputerowymi.
Film śmiało można polecić osobom, które w produkcjach porno oczekują czegoś więcej niż szybkiego i prostego seksu.