Gdy na stronie Wicked.com ujrzałem film „Behind the scenes”, miałem nadzieję, że dotyczy on branży porno. Chociaż okazało się inaczej, to i tak seans zakończyłem usatysfakcjonowany.

Danny Mountain i
Ryan McLane są głównymi bohaterami serialu „Kumple”. Niestety oglądalność sitcomu spada i nad ekipą ciąży widmo bezrobocia związanego z nieprzedłużeniem serialu na kolejny sezon. Za namową producenta, scenarzysta (w tej roli
Eric Masterson) wprowadza do obsady żeńską postać (świetna
Anikka Albrite). Pojawienie się dziewczyny na planie nie wzbudza jednak u ekipy entuzjazmu. Gdy słupki oglądalności szybują w górę, nastawienie kolegów zmienia się, a jeden odkrywa, że czuje do dziewczyny coś więcej niż przyjaźń.

Pisałem o tym już wielokrotnie, ale znów muszę to powtórzyć –
Stormy Daniels w fotelu reżysera odnajduje się nie gorzej, niż podczas obciągania przed kamerą. Scenariusz jest świetny, chociaż przydałoby się nieco go rozbudować. Zdaję sobie jednak sprawę, że w niecałych dwóch godzinach ciężko wszystko zmieścić.
Na szczęście zmieszczono 5 dobrze wyreżyserowanych scen porno. Nie grzeszą one co prawda oryginalnością – ot, standardowe dla filmów ze średniej półki bzykanko – ale ratują je piękne widoki. Dziewczyny zaangażowane do filmu są naprawdę urodziwe i znają się na swojej robocie. Niestety nie pokuszono się o jakiekolwiek urozmaicenia. Wszystkie igraszki to zbliżenia damsko-męskie. Brakuje chociażby sceny lesbijskiej czy trójkącika.

Wady te z pewnością zdyskwalifikują niniejszy film w oczach wielu amatorów ostrej zabawy. Ja jednak w filmie oczekuję czegoś więcej, i „Behind the scenes” to coś oferuje. Aktorsko produkcja stoi na przyzwoitym poziomie. Fabularne wstawki zagrano bardzo dobrze, więc film idealnie nadaje się do pokazania znajomym, że porno to nie tylko gangbang i bukkake.

Recenzja „Behind the scenes” jest krótka, bo i nie bardzo jest się nad czym rozwodzić. To typowy przedstawiciel średniobudżetowego filmu. To porządnie zrealizowana produkcja, pozbawiona jednak fajerwerków. To tytuł który po obejrzeniu zniknie z pamięci za kilka dni lub tygodni. Niemniej jednak dwie godziny spędzone na jego oglądaniu nie są czasem straconym.