„A kiss on the hand may be quite continental,
but diamonds are a girl's best friend.”
Marilyn Monroe - Diamonds are a girl's best friend

Boska Marylin, niedościgły symbol seksu i obiekt westchnień wielu pokoleń mężczyzn śpiewała, że najlepszym przyjacielem dziewczyny są diamenty. Z tego samego założenia w 1981 roku wyszedł reżyser
Henri Pachard, wypuszczając w świat film zrealizowany w amerykańskim studiu Mature Pictures Corporation.

Film ukazuje perypetie matki (
Juliet Anderson) i syna (
Ron Jeremy) - złodziei specjalizujących się w uwalnianiu bogatych od ciężaru ich, najlepiej brylantowej, biżuterii. Styl działania jest prosty - mamusia skupia uwagę ofiary na sobie, a syn zajmuje się na opróżnieniem sejfu (lub innego schowka), jeżeli właścicielem jest mężczyzna. W przeciwnym przypadku zamieniają się rolami.

Rzec można, iż głównym celem pary złodziejaszków jest zdobycie bardzo konkretnego diamentu. Aby go zdobyć, nasi "bohaterowie" imać się będą przeróżnych tricków i sztuczek, z dostaniem się na bal maskowy organizowany przez właściciela upatrzonego łupu włącznie. Niestety, wszystko na darmo, gdy po wielu perypetiach docierają do upragnionego sejfu, okazuje się on "rozpruty" przez konkurencję. Na tym nie koniec niespodzianek...

Fabuła filmu jest bardzo ciekawa, rozbudowana oraz dopracowana w szczegółach. Atelier produkcji stoi na naprawdę wysokim poziomie - podróżujemy wraz z bohaterami filmu po różnych miejscach. Sceny seksu mogą zadowolić wielu wybrednych odbiorców - mamy zarówno pary, sceny les, trójkąty, aż do orgii. Jedynym w zasadzie mankamentem jest zachwianie proporcji między scenami erotycznymi i fabularnymi (przykładem jest scena dziejąca się w dyskotece, gdzie gadają, tańczą i w zasadzie przez dłuższy czas nie dzieje się nic innego).

W rozliczeniu końcowym można śmiało polecić film odbiorcom lubującym się w porno z dobrą fabułą, oraz wielbicielom
Rona Jeremy'ego, który rewelacyjnie wciela się (w zasadzie) w czarny charakter.