Serge de Beaurivage jest dla mnie postacią wielce tajemniczą. Wyreżyserował dla Video Marc Dorcel trzy absolutnie doskonałe filmy. Opisywany „La fievre de Laure” to pierwszy klasyk, kilka lat później nakręcił nie mniej udany „Desir Fatal”, by zakończyć swoją realizatorską karierę bardzo ciekawym „Pulsions Sauvages”, który był odejściem od wcześniej wypracowanego stylu. „La Fievre De Laure” to mocno niedoceniony film. Powstał mniej więcej w połowie lat 90-tych i może z tego powodu przegrał rywalizację z chociażby
„La princesse et la Pute” (od którego według mnie jest ciut lepszy - to powinno być rekomendacją samą w sobie). To najczęściej oglądany przeze mnie film z
Laure Sainclair.

Film zaczyna się wesołą i urokliwą melodyjką. Widzimy Laurę robiącą zakupy. Po powrocie do domu i przedstawieniu swojej historii (Laura jest narratorką całej opowieści), widzi jak jej siostra Claudia pieprzy się ze swoim chłopakiem. Laura jest zafascynowana całym aktem, i to wydarzenie stanie się początkiem tej nad wyraz sympatycznej historii. Następnego dnia Laura, po szczęśliwym uniknięciu gwałtu przez właściciela domu, w którym mieszka, postanawia wyjechać do Paryża. Na miejscu znowu spotyka ją niemiłe doświadczenie. Po raz kolejny unika gwałtu. Ratuje ją znana powieściopisarka, która proponuje naszej bohaterce zamieszkanie u siebie. Dla Laury będzie to udany początek nowego, dorosłego życia: pozna mężczyznę, w którym się zakocha, przeżyje jeszcze niejedno rozczarowanie, a nade wszystko - z niewinnej dziewczyny zmieni się w luksusowa prostytutkę.

„La Fievre De Laure” nie ma w sobie nic przygnębiającego.
Laure Sainclair stworzyła postać pełną optymizmu. Mimo iż życie jej nie oszczędza, to Laura z każdej próby wychodzi zwycięsko i potrafi znaleźć jasne strony swojego smutnego losu. Tylko czy na końcu będzie tą samą, ufną dziewczyną?
Serge de Beaurivage stworzył twór doskonały. Przepełniony najwspanialszą atmosferą tamtych lat. Muzyka, która skomponował
Marc Dorcel należy do najlepszych jakie słyszałem, zwłaszcza te melancholijne fragmenty, gdzie słychać fortepian i cudowne klawisze. Mógłbym tego słuchać non stop i pewnie jeszcze długo by mi się nie znudziło. Oczywiście są też bardziej radosne i skoczne momenty - wszystko w zależności od sytuacji.
Dorcel znów dał się poznać jako wybitny kompozytor.

Nie można zapomnieć o kilku ciekawych i oryginalnych postaciach, takich jak choćby właściciel domu, w którym mieszka Laura. Mężczyzna wygląda jak pirat z opaską na oku, i w błyskawiczny sposób rozprawia się ze swoją erekcją. Zobaczymy samego Lewisa Carrolla pokazującemu Laurze „Krainę Czarów” oraz mega jebakę
Davida Perry'ego z blond włoskami! (to już istna tragedia). Jest jeszcze więcej bohaterów niczym z innego świata, jak i scen, które zapadają na zawsze w pamięć. Warto docenić również kolorowe scenografie oraz wspaniale poprowadzoną historię. Daje to naprawdę piorunujący efekt. Sam nie wiem, czy do wad tego filmu można zaliczyć czas jego trwania (nieco ponad 80 minut). Jak dla mnie mógłby trwać on w nieskończoność.

Sceny seksu też są świetne i odpowiednio urozmaicone. W tych 80 minutach zmieściło się aż 9 scen i trudno jest wskazać tę najlepszą.
Laure Sainclair jako główna aktorka bierze udział w aż czterech, aktorzy jej partnerujący to tak znani francuscy wyjadacze jak
David Perry czy wielki
Christoph Clark. Polecam absolutnie wszystkim zapoznanie się z tym prawdziwie bajkowym dziełem. Ja jeszcze się nie znudziłem, i nie ma innej możliwości, żebyście go nie pokochali. To jedno z najwybitniejszych osiągnięć francuskiego studia i jeden z najlepszych erotyków z lat 90-tych. Absolutny mus dla fanów porno!