Chyba każdy fan hollywoodzkiego kina kojarzy Eda Wooda, rozsławionego filmem Tima Burtona z 1994 roku, reżysera filmów tak słabych, że aż intrygujących. Dziś produkcje lat sześćdziesiątych wydają nam się zwyczajnie śmieszne, prawda czasu, prawda ekranu. Wiele z nich przepadło bezpowrotnie. A szkoda, byłyby z pewnością ciekawymi pamiątkami tamtych lat.

Rok 1964, Kalifornia. Główny bohater, Woody Salinger (
James Deen) to doświadczony reżyser i scenarzysta horrorów klasy Z. Przez cztery lata swojej kariery nakręcił aż 17 świetnych (w jego mniemaniu) filmów o gigantycznych karaluchach, kosmitach i innych stworach atakujących świat i dzielnych naukowcach ratujących ludzkość przed unicestwieniem. Niespodziewanie dostaje od swojego producenta nietypowe zlecenie – napisać scenariusz horroru BEZ udziału potworów, obcych, itp. zjawiskach nadprzyrodzonych, przeczących zdrowemu rozsądkowi. Łatwo powiedzieć, wykonać trudniej. Nawet butelka bourbona nie pomaga na brak weny twórczej. Na dodatek niedługo Woody odkryje, że ekipa filmu skrywa przed nim pewną tajemnicę...

Więcej z fabuły nie chcę zdradzać, by nie psuć Wam radochy z oglądania, daję za to słowo, że będzie jej sporo. Dużo w tym zasługi
Eli Crossa, który swą reżyserią pokazuje, że potrafi zrobić filmy w niejednym stylu. Aktorzy bardzo dobrze wczuwają się w role, zresztą nic dziwnego, większość z nich gra w filmach XXX od lat, na amatorstwo nie ma tu miejsca. Osobiście najbardziej przypadła mi do gustu
Kimberly Kane, jej seksapil przyćmiewa koleżanki na planie. Dostała rozbudowaną, zabawną i ciekawą aktorską kreację, którą można śmiało zaliczyć do najlepszych w ciągu ostatnich lat jej kariery. Dobre wrażenie robią także stroje, wnętrza i muzyka, nie irytująca, pasująca do sytuacji, dobrze się jej słucha. Miłe dla oka są autentycznie wyglądające plakaty filmowe zrobione na potrzeby filmu, aż chce się sprawdzić, czy takie filmy rzeczywiście nakręcono.

Ale teraz, jak mawiał król Salomon do królowej Saby, przejdźmy do rzeczy. Jak jest z seksem? Znakomicie! Oko widza ucieszy pięć scen, w tym świetny czworokącik w finale. Aktorki ubrane są bardzo seksownie, wprawnie biorą do buzi i nie mają nic przeciwko penetracji kakao. Cieszy mnie również, że nie brakuje tu faciali i zróżnicowania pod względem doboru aktorek.

Co w tym filmie jest nie tak? Pierwszego minusa daję za obecność kondomów podczas ruchania, choć jest to raczej mały minusik, bo większość widzów zna politykę Wicked w tej kwestii, a AIDS to nie żarty. Bardziej byłbym sceptyczny co do roli
Holmesa w tej produkcji. Owszem, facet jest żywą legendą w branży, ale tu ja widziałbym innego aktora.
Zresztą, ciężko było mi znaleźć negatywne cechy filmu, bo tak naprawdę jest świetny. Jeszcze nieraz go obejrzę i Wam też radzę zapoznać się z nim, studio Wicked znowu w formie.