Stormy Daniels to bez wątpienia jedna z ważniejszych scenarzystek i reżyserek studia Wicked Pictures. Potwierdzeniem jej talentu jest “Haunted Hearts” - film z pogranicza romansu i thrillera.

Głównym bohaterem filmu jest Blake (
Michael Vegas), który dość niespodziewanie dziedziczy po swojej ciotce ogromny majątek. Pakuje więc klamoty i opuszcza swoją przyjaciółkę Marę (
Dana DeArmond) by obejrzeć nowy majątek. Na miejscu spotyka Arabellę (
Aaliyah Love), pielęgniarkę, która opiekowała się jego ciotką aż do śmierci. Jej zadaniem jest pokazać Blake’owi posiadłość i pomóc mu w uporządkowaniu spraw związanych ze spadkiem. W czasie kolacji opowiada mu, że zdaniem niektórych dom jest nawiedzony, a duchy spowodowały śmierć niejednej osoby związanej z rodziną. Przerażony Blake z każdą nocą odkrywa, że tak jak w każdej legendzie jest ziarnko prawdy, tak i w tym przypadku coś jest na rzeczy.

O historii opowiedzianej w filmie można by jeszcze sporo napisać, nie chcę jednak nikomu psuć radości z jej poznawania. Przemyślana i dobrze poprowadzona fabuła to bowiem jeden z największych plusów tego filmu. Ciekawy scenariusz naprawdę mnie wciągnął i po półtoragodzinnym seansie wciąż miałem ochotę na więcej. Niestety, film trwa tylko 90 minut i nie sposób odnieść wrażenia, że samą końcówkę można było rozciągnąć jeszcze trochę oraz dorzucić jedną czy dwie sceny porno. Widząc, że do końca zostały tylko 4 minuty, aż zacząłem się zastanawiać czy przez przypadek nie zgubiłem gdzieś pliku z drugą częścią filmu.

Kolejnym pozytywnym aspektem produkcji jest zdecydowanie oprawa muzyczna. Jest ona wprost genialna, za jej pomocą buduje się wspaniały klimat. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie poczułem ciarki na plecach. Jak dotąd tylko raz zdarzyło się, żeby utwory z produkcji porno grały mi w głowie długie godziny po zakończonym seansie, a to chyba dobra rekomendacja. Udźwiękowienie filmu zaskakuje także w inny sposób - muzyka towarzyszy przez cały czas trwania sceny miłosnej, a nie wycisza się po grze wstępnej. Kolejny plusik dla twórców.

Karygodnym błędem byłoby pominięcie w recenzji poziomu gry aktorów. Rzadko kiedy jest bowiem okazja oglądać gwiazdy porno w tak dobrej formie. Zarówno
Dana DeArmond,
Michael Vegas jak i
Steven St. Croix pokazali klasę i gdybym nie wiedział, że jest inaczej, pomyślałbym, że to prawdziwi aktorzy, którzy postanowili spróbować sił w przemyśle porno. Wszystkie wypowiadane przez nich kwestie brzmią naturalnie, patrząc na Danę i Michaela zastanawiałem się, czy sceny naprawdę są reżyserowane, czy też po prostu nagrali parę przyjaciół podczas rozmowy. W przypadku Dany muszę też przyznać, że bardzo spodobała mi się jej naturalność w łóżku. Oglądając ją, czy też słuchając jej tekstów (które nie ograniczają się do zwykłego ‘mocniej’, ‘o tak’ itp.) miałem wrażenie, że to zwykła dziewczyna, a nie rasowa gwiazda filmów dla dorosłych.

A skoro już przy scenach porno jesteśmy, to tu także należą się pochwały. Mimo, że bez wodotrysków to każda z czterech scen mnie nie nużyła i obejrzałem je od początku do końca bez przewijania. Brakowało mi jednak jakiegoś urozmaicenia, np. trójkąta. Przez to wszystkie te sceny wydają się podobne do siebie. I jeszcze jedna ważna rzecz - mimo, że film wydany został w serii Wicked Passions to zawarte w nim porno odbiega nieco od tego, co zwykle serwuje się w tego typu produkcjach. Seks jest więc mniej stonowany.

Haunted Hearts to moim zdaniem jeden z lepszych filmów ostatnich miesięcy. Świetnie opowiedziana historia, dobra gra aktorska oraz genialna ścieżka dźwiękowa czynią ten film atrakcyjnym nie tylko dla par, ale i dla każdego, kto ma ochotę na dobre, fabularne porno. Dlatego nie sugerujcie się szyldem serii Passions, tylko czym prędzej idźcie obejrzeć “Haunted Hearts”!