Film, na który każdy z nas czekał.
Alain Payet jako pierwszy przedstawił w filmie stymulację punktu "Q" (znajdującego się w dziurce analnej), który jest prawdziwym czarodziejem w uzyskaniu "super orgazmu". A wielu z nas nadal nie wie, gdzie on się znajduje, i czy w ogóle istnieje.

Takim hasłem nasz wielki Crossfilm rozpoczął promowanie w Polsce kultowej już komedii pornograficznej, o niewiele mówiącym wtedy tytule "Le Point Q". Filmu, który nasi czescy sąsiedzi z miejsca pokochali.

Doktor Loic Perrin prowadzi wraz z dwójką przyjaciół (zakochana w nim sekretarka i wierny kompan Simon) niewielki gabinet lekarski. Pewnej nocy sekretarka Perrina odbiera telefon, po czym oświadcza doktorowi, że jeden z jego pacjentów, mianowicie Roberto (pracujący w cyrku treser dzikich zwierząt), został zaatakowany przez rozjuszone koty. Doktor niezwłocznie udaje się na miejsce tragedii. Umierający zdradza Perrinowi pewien sekret, który poznał wiele lat temu w Chinach. Ów sekret jest czymś bardziej rewolucyjnym, niż odkrycie punktu G. Treser bowiem jako jedyny żyjący człowiek na ziemi znał tajemnice punktu Q, znajdującego się w kobiecym odbycie. Teraz posiadającym tę wiedzę jest Perrin, który w krótkim czasie zaczyna robić furorę, za sprawą swoich zręcznych palców penetrujących kakaowe oko. Świat obiega fama o genialnym lekarzu. Życie Perrina zmienia się w pasmo sukcesów zawodowych.

"Le point Q" to zaiste zwariowane dzieło. Humoru mamy tu całe tony.
Christophe Clark w roli Loica Perrina przechodzi sam siebie, bo jak tu się nie śmiać, kiedy główny bohater, z powagą szanowanego specjalisty ginekologii, wpycha na oczach komisji znanych lekarzy palec do odbytu pięknej niewiasty wypinającej pupę, doprowadzając ją do orgazmu analnego. Wtedy jeden z profesorów zadaje mu pytanie: "Myślał pan już o nagrodzie Nobla?" Albo przyjaciel Perrina - Simon zalicza w autokarze pełnym pasażerów znaną węgierską seksuolog, twierdząc że zna tajemnice punktu Q (małe kłamstewko dla dobra sprawy).

Praktycznie przez cały czas trwania seansu dopadały mnie salwy śmiechu, nawet podczas scen seksu. Film nie dawał wytchnienia w tej kwestii.

Po raz pierwszy spotkałem się z pewnym ewenementem. Otóż scenariusz do filmu napisał
Michel Barny, a nie sam Payet, jak bywało w ponad jego 90% filmów. Ta świeżość wyszła zdecydowanie na dobre, bo otrzymaliśmy jedno z najbardziej przestrzennych jego dzieł, zupełne przeciwieństwo
"La Marionnette" czy
"Delires Obscenes".

Niestety dużym zgrzytem są sceny seksu (mnie w większości zupełnie nie ruszały). Zabrakło tego czegoś, co mogłoby wybić je ponad przeciętność (w mało podniecający sposób zaczynały się, nakręcone zbyt monotonnie i bez pasji). Nie zabrakło natomiast świetnych dupencji (
Dru Berrymore czy kultowa
Daniella Rush). Oczekiwałem nieco więcej niż wsadzanie i wyjmowanie kutasa ze wszystkich dziurek (chociaż przy takich aktorskich perełkach nie mogło być mowy o całkowitej fuszerce).

Film zdecydowanie najlepiej sprawdza się jako szalona komedia. Szczerze polecam! Na koniec przytoczę cytat z produkcji: "Ten kto zna tajemnice punktu Q, jest w stanie zadowolić każdą kobietę. Przez odbyt, rzecz jasna".