Roxy i Shana to dwie młodziutkie mieszkanki Quebecu. Po śmierci ojca zostają zaproszone przez tajemniczą Lizę do stolicy Francji. Tam bohaterki szybko stają się obiektem zainteresowania dwóch producentów telewizyjnych, którzy w rzeczywistości są wynajętymi przez Lizę „typami spod ciemnej gwiazdy”. Będą oni pełnić jedną z głównych ról w wyrafinowanej zemście... Liza co chwilę przygotowuje kolejną mokrą niespodziankę, aż w końcu pokaże przed siostrami Lane prawdziwą twarz. Zakończenie będzie nie tyle zaskakujące dla widza, co dla dwóch „rozpuszczonych siostrzyczek”.
Film
Pascala Lucasa to kolejny średniej wartości twór, rozgrywający się jak około siedemdziesiąt procent francuskich produkcji w Paryżu. Film mimo, iż sprawnie zrealizowany i z dużą dawką elegancji nie jest czymś co porywa i na długo zapada w pamięć. Mimo to – według mojej oceny przyjemnie się go ogląda, wciąż jest jednak „czegoś brak”. Obecnie pierwszoplanową postacią w VMD staje się
Max Candy i dam sobie głowę uciąć, że to on a nie Pascal White będzie święcić triumfy na zbliżającym się rozdaniu AVN. Mimo to "Ma Soeur Et Moi" jest filmem wybijającym się nieco ponad przeciętną i pokazującym, że Dorcel nie ma sobie równych na starym kontynencie.
Ciekawostką jest, że w filmie występują dwie siostry – wspomniane przed chwilą
Shana Lane i
Roxy Lane. Dziewczyny atrakcyjne, ze wskazaniem na Roxy, która mimo, że bardzo podobna do siostry, to jednak trochę od niej ładniejsza. Aktorsko dziewczyny „niezbyt się przyłożyły” – tak samo zresztą jeśli chodzi o sceny erotyczne. Odniosłem wrażenie jakby podczas seksu myślały o gaży, jaką ma im wypłacić
Marc Dorcel. Nawet Shana występująca w świetnej scence z trzema facetami nie daje rady pokazać, że jest kolejną szaloną gwiazdką. Mimo to, i tak to liga wyżej od większości naszych rodzimych gwiazd. Liczę, że w przyszłości dziewczyny polubią tę prace na tyle, żeby zabłysnąć tak jak odchodząca już w cień
Anna Polina.
Za to
Liza Del Sierra pokazała się z jak najlepszej strony. Widać, że naprawdę kocha swoją pracę, ale jak ktoś lubi „paszteciki” to występ Lizy zaliczy do jak najbardziej udanych.
Dużym minusem jest znikoma ilość scen porno – 6. Pierwszy wytrysk pojawia się dopiero po godzinie filmu! Fabuła na szczęście jest (mimo, że mnie całkowicie do siebie nie przekonała). Tęsknie za starszymi produkcjami dorcelowskimi, gdzie scen było kilkanaście w jednym filmie, a
fabularnie były to Himalaje porno - "Citizen Shane", "Le Desir Dans La Peau".
Z oceną "Ma Soeur Et Moi" nie miałem większych problemów – uważam te siedem gwiazdek jak najbardziej za zasłużone.