Gdy miesiąc temu oglądałem
"Underworld", byłem pewien, że znalazłem swojego kandydata do miana filmu roku. Jednak 14 października Wicked Pictures wypuściło kolejną produkcję, która sprawiła, że zacząłem poważnie zastanawiać się nad zmianą zdania. Przedstawiam „Switch”.
Komedia to gatunek często eksploatowany w pornobiznesie. Czy to parodie czy też autonomiczne tytuły – produkcji chcących nas rozśmieszyć są tysiące. Niestety ilość rzadko przekłada się na jakość, toteż częściej śmiejemy się z nieudolności twórców niż z gagów. Są jednak wyjątki, czego najlepszym przykładem jest „Switch”.

David (
Michael Vegas) i Kim (
Stormy Daniels) są typowym amerykańskim małżeństwem. On jest prawnikiem myślącym jedynie o pracy, ona kurą domową opiekującą się domem i dziećmi. Zajęci swoimi problemami nie potrafią dostrzec potrzeb drugiej osoby. Czara goryczy zostaje przelana w dniu rocznicy ślubu. Kolacja traci swój romantyczny charakter, gdy David spędza cały czas przy telefonie omawiając ważną sprawę ze swoją szefową, Mel (
Dani Daniels). Co gorsza, facet w ogóle nie rozumie pretensji żony. Gdy para kładzie się spać, oboje wypowiadają ważne słowa - „chciałbym abyś chociaż przez jeden dzień spojrzał na wszystko z mojej perspektywy”. Gdy nadchodzi ranek para z przerażeniem spostrzega, że życzenie się spełniło i zamienili się ciałami. Jak nie trudno się domyślić doprowadzi to do szeregu nieoczekiwanych, nierzadko śmiesznych sytuacji.

Nawet najlepszy pomysł popsuć może drewniane aktorstwo, dlatego trochę się obawiałem siadając przed ekranem. Bezpodstawnie, bowiem gra aktorska w „Switch” to istny majstersztyk. Zarówno Michael Vegas jak i Stormy Daniels niemal perfekcyjnie wczuli się w rolę osób o odmiennej płci. Stormy Daniels mówi jak chłop, do tego porusza się i siedzi jak prawdziwy mężczyzna. Michael Vegas z kolei, z kwiatkiem we włosach, ochoczo podlewa kwiatki jak prawdziwa pani domu.

Już samo powyższe sprawia, że „Switch” ogląda się niezwykle przyjemnie. Jeśli dorzucić do tego seks – otrzymamy dzieło niemal doskonałe. Niemal, bo do samych scen porno można mieć małe zastrzeżenia. Scen jest pięć, w tym jedna lesbijska. Wszystkie są dosyć spokojne, brak w nich dynamiki, czegoś co sprawi, że na długo zapadną w pamięć. Jednym słowem standard do jakiego przyzwyczaiła nas wytwórnia Wicked Pictures. Malutką rysą na tym pięknym obrazie są też spusty – żaden z nich nie ląduje na twarzy, dlatego wielbiciele dobrych faciali będą kręcić nosem.

Te drobne niedociągnięcia jednak gdzieś giną, gdy spojrzy się na całokształt. „Switch” to solidna produkcja, która moim zdaniem obroniłaby się nawet jako normalny film. I chociaż ta pornokomedia zapewne zginie gdzieś w mrokach historii, to jest to jedna z najciekawszych produkcji tego roku. Zdecydowanie warto spróbować.