Robby D. nie należy ostatnio do moich ulubionych reżyserów. Wiedzą o tym wszyscy, którzy zetknęli się już z moimi recenzjami filmów ze studia Digital Playground. Nie wiem czy to wypalenie zawodowe czy też zwykły brak chęci powodują, że większość jego najnowszych produkcji jest średniej jakości. Na pewno nie jest to spowodowane brakiem talentu, to przecież on stoi za takimi hitami jak „Babysitters”, „Nurses” czy „Cheerleaders”. Teraz do grona udanych produkcji dołącza „Bridesmaids”.
Film opowiada o grupie przyjaciółek - Alyssie (Alyssa Branch), Jesse (Jesse Jane), Kayden (Kayden Kross), Brooklyn (Brooklyn Lee) i Stoi (Stoya). Pewnego dnia Alyssa informuje je, że wychodzi za mąż. W tym ważnym wydarzeniu nie może oczywiście zabraknąć jej przyjaciółek, dlatego Alyssa chce by zostały jej druhnami (czyli tytułowymi bridesmaids). Na dziewczynach spoczywa ważne zadanie – trzeba wybrać suknie, zorganizować wieczór panieński oraz mało znaną u nas imprezkę zwaną bridal shower(*).
Chociaż przygotowania do wesela idą pełną parą to Alyssa nadal nie wybrała swojej maid of honor czyli najważniejszej druhny, naszego odpowiednika świadkowej. W ten sposób zaczyna się konflikt między Kayden a Jesse. Każda z nich uważa, że to ona jest najlepszą przyjaciółką Alyssy i właśnie dlatego powinna zostać wybrana.
Historia przedstawiona w trwającym ponad 2,5 godziny filmie zaskakuje nieoczekiwanym zwrotem akcji oraz niewyszukanym, ale zjadliwym humorem. Fragmenty fabularne poprzetykane są pełnymi seksu scenami. I chociaż wśród nich nie znajdziemy nic czego nie widzieliśmy w poprzednich dziełach Robby'ego D. to ogląda się je nad wyraz przyjemnie.
Reżyser poprawił niedociągnięcia z innych produkcji – koniec np. z gapieniem się 10 minut jak aktor monotonnie posuwa partnerkę w tej samej pozycji. W „Bridesmaids” sceny są dynamiczne, aktorzy co chwila zmieniają ułożenie. Na szczęście zrezygnowano także z przesadnych zbliżeń, teraz kamera częściej pokazuje cały plan.
Ciężko wymagać od gwiazd porno jakichś szczególnych umiejętności aktorskich dlatego ich występ w „Bridesmaids” można ocenić pozytywnie. Wyjątkiem jest Jesse Jane, która brzmi sztuczniej niż gwiazdy „Dlaczego ja?”, „Trudnych spraw” czy „Pamiętników z wakacji”.
Muzyka w porno należy do tych elementów, na które prawie nikt nie zwraca uwagi. Nie inaczej jest w tym przypadku. Niby coś tam sobie gra, ale już chwilę po zakończeniu projekcji nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć co. Ja traktuje to jako zaletę, w końcu lepiej wykorzystać podkład średniej jakości o którym nikt nie będzie pamiętał niż kiczowatą muzykę którą każdy będzie wypominał.
„Bridesmaids” mogę polecić każdemu. Jest przecież nie najgorsza fabuła, są całkiem udane sceny porno a dziewczyny, jak to w produkcjach DP bywa, prezentują się smakowicie. Warto dać tej produkcji szansę.
(*)bridal shower to popularny w USA, Kanadzie i Australii zwyczaj. Podczas specjalnego spotkania pannę młodą obdarowuje się prezentami, głównie zmysłową bielizną i innymi gadżetami mającymi urozmaicić pożycie małżeńskie. Ze względu na intymny charakter prezentów na przyjęcie nie zaprasza się mężczyzn.
Trailer:
Dodaj komentarz:
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz
Porno Online 2007-2022
Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości opracowań i wykorzystywania ich w publikacjach bez zgody twórców strony pod rygorem wszczęcia postępowania karnego.