Kręcąc "network"
Pierre Woodman miał na koncie sporo thrillerów pornograficznych, żeby nie wspomnieć o "Sweet Baby", czy nagrodzonym AVN Award "The Fugitive". "Network" nie stanowił kroku naprzód w stosunku do wcześniej wymienionych hitów. Pierre od samego początku wypracował styl, za którym podążał do samego końca. Wprawdzie miał pewne odstępstwa, jak chociażby słynna trylogia "Tatiana". Jednak i w tamtym przypadku dało się zauważyć jego rękę, coś jak w świecie muzyki AC/DC czy Motorhead.

Morze wyrzuca na plażę mężczyznę. Młoda para przechodząc tamtędy ratuje go przed przypływem, i zabiera do swojego domu. Nazajutrz chłopak dziękując za uratowanie życia opowiada przerażającą historię, jak to piraci morscy porwali jego małżonkę, a jego samego wrzucili do morza wpierw ogłuszając. Tego samego dnia planuje jak odbić żonę z rąk bandytów. Rozpoczyna śledztwo, okazuje się, że w sprawę wplątany jest znany polityk, deputowany Trevor McGovern, stojący za siatką handlarzy żywym towarem. Mając sprzymierzeńców w postaci pary swoich nowo poznanych przyjaciół, rozpoczyna misję z której może nie powrócić żywy.

Film Woodmana to klasyczny obraz pokazujący jego najmocniejsze punkty i niewnoszący nic ponad to. Jest akcja, ostry sex z analem i charakterystyczna w jego filmach słaba gra aktorska. Ale pomimo swojego prymitywnego charakteru nie daje miłośnikom dobrego porno chwili nudy. Nawet gdy czasami robi dłużyzny, to właśnie za to kocha go grono fanów, bo tak naprawdę Pierre ma duszę twórcy gonzo. W "Network" prócz dobrej realizacji i ciekawego scenariusza mamy dość udany sex. Zabrakło jedynie klasycznych aktorek pokroju
Nikki Andersson, czy Gabrieli Bond, które nie tylko potrafią przyjąć w każdy otwór, ale i wprowadzić pierwiastek pornograficznej sztuki (pamiętne "Sweet baby" i "The Fugitive").

"Network" oglądałem już jakiś czas temu i do dzisiaj utkwiła mi w pamięci pierwsza scenka pomiędzy
Frankiem Majorem, a
Laurą Bellini. Nie dlatego że jest to pornograficzne arcydzieło. Chodzi o tło w jakim odbywały się te igraszki. Mianowicie pokój oświetlony jest w burdelowych barwach, wygląda to zjawiskowo pięknie. Kto oglądał, ten wie o co mi chodzi. No i znowu wszechobecny anal w prawie każdej scenie.

Największymi minusami "Network" są gra aktorska, muzyka - kiczowata do bólu, oraz monotonia w niektórych igraszkach. Mimo to film jest godny polecenia, ponieważ plusy zdecydowanie górują nad minusami. Polecam wszystkim wielbicielom tego reżysera.