Z dziełami wytwórni DP postanowiłem rozstać się już dawno, jednak zawsze jest coś co sprawia, że daję im jeszcze jedną szansę. Tym razem powodem tym była
Natalia Starr, nasza rodaczka, która razem z siostrą Natashą podbijają zachód. Gdy "Dirty Talk" ukazał się na rynku, nawet nie miałem ochoty go oglądać. Dopiero po zapoznaniu się z obsadą postanowiłem, że sprawdzę jak Polka wypadła w najnowszej produkcji Digital Playground.
"Dirty Talk" to kolejne dzieło zrobione według tego samego schematu. Jest więc niezły, obiecujący ciekawą historię wstęp, takie sobie rozwinięcie, które równie dobrze można zamienić na sceny z innego filmu (i nie odczujemy luk w fabule), oraz totalny brak zakończenia. Tak, niestety po raz kolejny historia po prostu się urywa.
A nowy film DP opowiada nam o
Jesse, która pracuje na stanowisku telemarketera i wciska ludziom nieprzydatne akcesoria do sprzątania i inny szmelc. Niska płaca i brak premii spowodowany małą sprzedażą nie nastrajają optymistycznie. Zwłaszcza, że niektórym pracownicom powodzi się dużo lepiej? sprzedają afrodyzjaki i gadżety erotyczne co przekłada się na spore dodatki do pensji. Ale w końcu i
Jesse awansuje, a nawet dostanie dodatkową fuchę sekstelefonistki.
Tak jak pisałem na wstępie wszystko jest fajnie na początku, kiedy historia trzyma się kupy. Później wszystko zaczyna się rozjeżdżać, więc jako film fabularny "Dirty Talk" sporo traci. Niedużo lepiej wypadają zresztą sceny porno. Są monotonne i na tle konkurencji wypadają blado. Kuleje także montaż i praca kamery, która zbyt często i na zbyt długo koncentruje się na genitaliach aktorów. Nieźle, przynajmniej na początku filmu, prezentuje się za to gra aktorska. Później niestety jej poziom spada. Początek filmu wydawał mi się całkiem dobry także z powodu miejsca akcji jakim jest biuro. To miła odskocznia po nieustannie wałkowanych, podobnych do siebie sypialniach i salonach jakimi zwykł raczyć nas w swoich produkcjach
Robby D.
Osobny akapit chciałem poświęcić
Natalii Starr, naszej rodaczce, jednak reżyser zaserwował mi niemiłą niespodziankę. Scena z jej udziałem jest krótka i trwa około 12 minut. Ciężko więc rzetelnie ocenić jej aktorskie umiejętności, chociaż od strony porno nie wypadła najgorzej. Cieszę się jednak, że Polka dostała szansę pracy z dużą wytwórnią i wkrótce zobaczymy ją w kolejnych, miejmy nadzieję lepszych, produkcjach fabularnych.
Podsumowując więc tę krótką recenzję ? seans "Dirty Talk" raczej odradzam. Mimo dobrego początku w miarę upływu klatek film robi się słabszy i niczym nie wyróżnia się spośród innych dzieł
Robby D. Półtorej godziny jakie trwa produkcja można zdecydowanie lepiej zagospodarować.