Hollywood miało swoją Marylin Monroe, branża porno również. Mowa oczywiście o francuskiej piękności –
Olince Hardiman, dla której wizerunek artystyczny "platynowej blondynki" stanowił niewyczerpane źródło inspiracji. Olinka nie osiągnęła nigdy statusu kultowej gwiazdy porno, jak inne ślicznotki znad Sekwany (m.in.
Brigitte Lahaie,
Karine Gambier,
Marilyn Jess), acz w pełni zasłużyła na swoje piętnaście minut sławy (przypadły one na początek lat 80').
Parfait (kolarz górski) wraz z Louisem (manager i jego przyjaciel) wyruszają na kolejne zawody cross-country. Zanim jednak Parfait pojawi się na starcie wyścigu, czekają na niego wieczorowe atrakcje – w postaci występu piosenkarki - w hotelu, w którym się zatrzymali. Na widok pięknej blondynki (Amour), Parfait całkiem traci głowę. Nie bacząc na nic, postanawia... wyznać swoją miłość tajemniczej nieznajomej. Prowadzi to do wielu kuriozalnych sytuacji.
"Le Retour de Marilyn" stanowi sequel, powstałej rok wcześniej (tj. w 85') produkcji:
Marilyn, mon amour. Obydwa filmy łączy nie tylko osoba reżysera, ale przede wszystkim
Olinki, która dwukrotnie wcieliła się w postać Marylin (Mitzi i Amour). Poziom obu produkcji jest zbliżony, aczkolwiek sequel pozostawia po sobie minimalnie lepsze wrażenie. Jest to zasługa ciekawszej obsady, w której znalazło się miejsce m.in. dla fantastycznej
Marilyn Jess.
Początek "Le Retour de Marilyn"” mocno rozbudzi apetyty wszystkich fanów porno. Znakomita scena seksu (zakończona obfitym facialem!) w autokarze pełnym ludzi, z udziałem atrakcyjnej
Rosy Stuart, a następnie hotelowy trójkącik (Jess, Olinka i
Jean-Pierre Armand), w którym nie zabrakło odrobiny BDSM (Olinka smagająca pejczem zaróżowione pośladki Jess), zainteresują nawet tych najbardziej wybrednych miłośników twardej pornografii.
Niestety, po świetnym początku kolejne sceny rozbierane nie podbiją już serca publiki. Aktorzy prezentują się przyzwoicie, nie brakuje różnorodności (sceny w plenerze, orgia), lecz dominuje pewna schematyczność (scenki są wyjątkowo krótkie i kończą się wytryskiem na pośladki). W centrum uwagi pozostaje Olinka, która stara się zaprezentować z jak najlepszej strony, ale poza niebanalną urodą, niewiele ma tak naprawdę do zaoferowania odbiorcy.
"Le Retour de Marilyn" nie stał się przebojem, a o Olince mało kto już dziś pamięta. Z drugiej strony film
Michela Lemoine'a ogląda się nad wyraz przyjemnie. Mocno wakacyjna atmosfera produkcji, zabawni bohaterowie, romantyczny wątek miłosny zakończony happy endem, kilka ślicznych aktorek (zwłaszcza Jess i Stuart), nastrojowa ścieżka dźwiękowa oraz cała masa scen porno sprawiają, że seans upływa szybko i nie sposób się nudzić.