"The Sexual Adventures of Little Red" było ze wszech miar bardzo interesującą produkcją. Niestety, czasem bywa tak, że jak zasmakuje się szczytów, można spaść i boleśnie się poobijać. Mowa oczywiście o
Maxie Candym, który już dobrych parę lat próbuje nakręcić arcydzieło, niestety z dość kiepskim skutkiem. Przyznaję, że miał lepsze momenty, jak wspomniany wcześniej "The Sexual...", "Inglorious Bitches" czy "Kill Thrill", jednak nie udało mu się w 100% podbić mojego serca. Wciąż czekam na moment w którym coś zaiskrzy i będzie szansa, że Max zacznie robić sztukę dzięki której słowo "Porno" nabierze blasku. Bo jak na razie dzielą go lata świetlne do klasyków mocnej erotyki. Niniejsze dzieło jest naturalną kontynuacją przeboju "Rich Little Bitch".

W pierwszej części poznaliśmy trzy nastolatki: Tarrę, Jade i skromną Martine, żyjącą w cieniu dwóch rozpuszczonych snobek. W "My First Orgy" bogate dziewczyny za pomocą szantażu starają się uprzykrzyć życie Martiny. Na dodatek Tony, mężczyzna którego pokochała, stał się jednym z asów w rękawie Tarry. Wszystko to zmierza do pesymistycznego zakończenie, ale czy aby na pewno dla Martiny? Koniec okaże się fatalny i być może odmieni życie wielu osób.

Fabuły jest tak naprawdę, jak na lekarstwo. Za główną atrakcję filmu należałoby uznać prowadzony przez Martine Blog w którym to nasza bohaterka dzieli się swoimi negatywnymi i pozytywnymi emocjami życia codziennego przed całym światem. Muszę napomknąć, że jej aktorsko nie jest jakoś szczególnie złe. Jest dobra chociaż lepiej wypada w scenach łóżkowych. W tym temacie zdominowała cały film. Przyćmiła nawet
Tarrę White, której jest zdecydowanie za mało w "My First Orgy".
Jade Laroche natomiast nie ma wogóle. Pojawia się w paru ujęciach kończącej film tytułowej orgii (z okładek obydwu części wynika, jakoby to ona była główną postacią.

Jeżeli już opisać sceny porno to właśnie tytułową orgię, w której subtelny z początku sex przeradza się w dziką nieokiełznaną balangę (zaczynam dochodzić do wniosku, że to w ostatnich latach najmocniejszy punkt Video Marc Dorcel, także jeżeli chodzi o estetykę). Scenka kończy się wieloma obfitymi wytryskami, z których najlepsze są te na twarz
Morgane Moon, czyli Martiny.

"My First Orgy" okazał się mocnym średniakiem niewiele ustępującym "Rich Little Bitch".
Max Candy pokazał się jako solidny realizator. Szczególne brawa należą mu się za kończącą scenkę orgii, która pokazuje że chcieć to znaczy móc. Ocena ta sama jak przy "Rich Little Bitch", a dla wielu z was może i wyższa. Ja się zbytnio nie nudziłem. No i to dość ciekawe zakończenie...