Francuska Riviera, plaże skąpane słońcem, przepiękne skąpo odziane dziewczyny z Laurą Angel na czele i Alain Payet na stołku reżysera, to czynniki, które same w sobie powinny posłużyć jako podstawa doskonałego pornosa. Jeśli dodam jeszcze, że producentem jest nie kto inny jak Marc Dorcel to chyba musi powstać dzieło niezwykłe. Tymczasem "Call Girls De Luxe" mieni się niczym zwykły przeciętniak, który choć ma swoje jaśniejsze punkty, to jednak nie jest czymś, co potrafi całkowicie zawładnąć naszymi zmysłami, jak chociażby wcześniejszy "Harcelement Au Feminin" Świętej trójcy (Angel, Payet, Dorcel).

Fabuła jest niezbyt skomplikowana. Poznajemy Madam Laure, która jest szefową ekskluzywnych dziewczyn na telefon. To kobieta dystyngowana z klasą i wielkim urokiem osobistym. Dziewczyny dla niej pracujące pochodzą z wpływowych środowisk. Madam Laura jest dla nich kimś w rodzaju mentorki. Starannie dobrane dziewczęta mają obsługiwać zamożnych panów, spełniając ich najbardziej perwersyjne zachcianki. Jeden z najlepszych klientów przybywa właśnie na Rivierę w niedwuznacznym celu zaliczenia kilku wysokiej klasy Call Girls. Cony, bo tak brzmi imię ekscentrycznego milionera, jest przyjacielem madam Laury. Co roku przyjeżdża do Cannes wraz ze swoją świtą bawiąc się aż do utraty sił, w międzyczasie przygotowując plan zaliczenia szefowej. Finał okaże się dość zaskakujący i pełen emocji dla naszej głównej bohaterki. Ale to już zobaczycie sami oglądając ten film.

"Call Girls De Luxe" to właściwie pornos bez fabuły. Widz jest jedynie świadkiem kilku porządnych scen porno z dużą dawką sexu analnego. Na dodatek nie uświadczymy tu żadnych dialogów. Przez cały seans słyszymy głos narratora opowiadającego jakąś historię przed każdą ze scenek. Mnie to osobiście nie przypadło do gustu, fajnie by było wpleść trochę prymitywnych dialogów znanych z wcześniejszych erotyków Payeta. Na szczęście "Dziewczyny na Telefon" mają to coś. Tym czymś jest dobra realizacja. Payet był człowiekiem, który, który wiedział na czym polega prawdziwe mocne porno dla facetów. Nie to co dzisiaj. Teraz żeby zobaczyć ostre dymanie trzeba sięgać po produkcje Julesa Jordana, czy chociażby Elegant Angel, czyli wiadomo o co chodzi. Chociaż europejski rynek wciąż stawia na ostry sex nie zapominając przy tym o analnych przyjemnościach.

Sceny sexu są najmocniejszym punktem filmu. Pierwsza akcja rozgrywa się na rozpędzonej łodzi. Widzimy Claudie Ferrari wykonującą zmysłowy striptiz. Po chwili z kajuty wychodzi Francuski ruchacz Tony Carrera i po namiętnych pocałunkach przechodzą do rzeczy. Najpierw z pasją zrobiony lodzik, chociaż bez głębokich wyczynów a'la Belladonna. Następnie sex w kilku pozycjach. Zwieńczeniem był mały wytrysk na piersi Claudii. Scenka zasługiwałaby na ocenę dobrą, ale sceneria i klasyczna Dorcelowska muzyka windują ją o klasę wyżej. Następnie widzimy ciekawie zaaranżowane sceny w parach (nie ma akcji łóżkowych). Tak więc mamy sex w barze, przy basenie, w jadącym Rollce Roycie czy na schodach. Końcówka jest małym zaskoczeniem, jesteśmy bowiem świadkami jedynego trójkąta. Na szczęście nie zabrakło DP, a i wytryski wypadły niezwykle ciekawie.

Świętej pamięci Alain Payet miał w swoim dorobku znacznie ciekawszych erotyków, ale i ten z pewnością zasługuję na jakąś uwagę. Dobre, ostre porno z ciekawie zaaranżowanymi akcjami dla fanów VMD choć nieco poniżej przeciętnej.