Nie da się zaprzeczyć, to "Rocky", obok filmu "Rambo" był dla Sylwestra Stallone'a trampoliną do sławy i wielu ról w Hollywood. Jako Rocky Balboa, Stallone zagrał bardzo ciekawą rolę, pokazał, jaką drogę musi przejść (a raczej przebiec, aż na szczyt schodów) bokser, aby odnieść sukces i wygrać nie tyle z przeciwnikiem, co ze swoimi słabościami. Film doczekał się kilku kontynuacji, które nie były już tak dobre. Niektóre stały się wręcz obiektem kpin krytyków filmowych i widzów, znudzonych schematycznymi scenariuszami kolejnych części. Mimo tego, pierwsza część "Rocky" jest do dziś lubiana i wymieniana, jako jeden z najlepszych filmów o boksie. I z tej kultowości Rocky'ego Balboa postanowili skorzystać producenci ze studia X play razem ze studiem Adam & Eve.
Fabuła filmu jest mocno oparta na pierwowzorze, można wręcz odnieść wrażenie, że reżyser Will Ryder chciał tylko dodać sceny erotyczne, których w oryginale zabrakło. Rocky biega, bije tusze w rzeźni i maltretuje rękawicami powietrze. Staje do walki z Apollo Creedem (w tej roli Mr. Marcus), by następnie zmierzyć się z Clubber Langiem (Tyler Knight) i tym samym zdobyć pas mistrzowski. Czy mu się uda, wiedzą chyba wszyscy, którzy znają postać Rocky'ego Balboa. Pozostaje jedynie żal, że twórcy nawet nie wspomnieli o tych wartościach, które wyróżniały filmy o boksie ze Stallonem. Żal, że twórcy filmu ponownie poszli po najmniejszej linii oporu, bazując na wydmuszce z Rockyego.
W roli tytułowej wystąpił Anthony Rosano, znany już z wielu ról w porno-parodiach, mniej lub bardziej udanych. Muszę przyznać, że spodobała mi się jego parodia wymowy Sly'a, choć niektórzy mogą to uznać za mało wyszukane. Również Tyler Knight, doświadczony pornoaktor, jako Clubber Lang wypada całkiem zabawnie. Z równym powodzeniem mógłby zagrać Pana T. z Drużyny A, choć tak naprawdę wiele do zagrania nie ma. Rola Rona Jeremy'ego również jest mało znacząca, ale na szczęście reżyser nie kazał mu rzucać mało śmiesznymi grepsami. Duże brawa należą się za to Andy San Dimas, która w filmie przepoczwarza się z nieśmiałej okularnicy w ubranku z dzianiny w rozpustną Adrien, o jakiej Rocky Balboa mógłby marzyć.
Sceny seksu są solidne, jest kilka pokazów dobrego oralu, kilka cumshotów. Hardcoru brak i niestety czasem można odnieść wrażenie dużej schematyczności w grze aktorów. Brakuje nawet jednej sceny analnej, brak jakiegokolwiek trójkąta, nie mówiąc o seksie grupowym.
Fani Andy San Dimas utwierdzą się natomiast w przekonaniu, że ich faworyta potrafi swym ciałem i zaangażowaniem przyciągnąć uwagę widza. Pierwsza scena z jej udziałem (bo są dwie) jest krótka i mało treściwa, na szczęście w drugiej scenie jest znacznie ciekawiej: dobry oral, kilka pozycji, w tym 69, zakończone wytryskiem na twarz.
Wad filmu odnotowałem tyle co zalet. Czy warto więc dać mu szansę i go obejrzeć? Sądzę, że jeśli macie dość wolnego czasu, widzieliście pierwowzór, jesteście fanami Andy San Dimas i śmieszy was maniera Sylwestra Stallone, wielokrotnie parodiowanego przez komików, ten film z pewnością nada się na wieczór. W końcu "Rocky IV" był także nie najwyższych lotów.
Trailer:
Dodaj komentarz:
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz
Porno Online 2007-2022
Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości opracowań i wykorzystywania ich w publikacjach bez zgody twórców strony pod rygorem wszczęcia postępowania karnego.