Tony Del Duomo to niestety reżyser jednego filmu - wielokrotnie przeze mnie przytaczanej "Guwernantki". Nie zmienia to jednak faktu, że kilka jego dzieł zbliżało się poziomem do jego Magnum Opus. "Wdowa" jest jednym z nich. Film który powstał w czasach kiedy wytwórnia Marca Dorcela stała się cieniem innego europejskiego giganta, mianowicie Private Media Group, czyli siłą rzeczy "Wdowa" nie miała najmniejszych szans w starciu z takimi hitami jak : "Robinson Crusoe On Sin Island" czy "Millionaire". Za to Duomo, coraz pewniej wkraczał na grunt wyrobiony przez ulubieńca Marca Dorcela, Herve Bodilisa, który swoimi masowymi produkcjami stworzył styl, pod który musieli się dostosować inni realizatorzy pracujący dla VMD. Styl, który zabił pewną bajkowość charakteryzującą starsze Dorcelowskie filmy, w to miejsce pojawia się natomiast elegancja i prostota. Jakoś po latach się do tego przyzwyczaiłem, choć i tak uważam, że to co było kiedyś (lata 90-te) bije na głowę współczesny styl.

"La Veuve" wnosi pewną świeżość, choć można wyczuć nowy trend wypracowany przez H.Bodilisa. "Wdowa" opowiada historię Oksany, której mąż Tony zostaje zastrzelony w tajemniczych okolicznościach. Zrozpaczona kobieta nie mając środków do życia zgłasza się do lokalnego mafioza, który miał dziwne powiązania z jej nieżyjącym mężem. Jej kontakty z gangsterem z upływem czasu stają się coraz bardziej napięte. Dziewczyna zaczyna podejrzewać, że za zabójstwem jej męża stoi Corleone (Horst Baron) tym bardziej że nawiązuje kontakt z kobietą, która była świadkiem tego zabójstwa. Panie zawiązują sojusz, niestety Corleone w porę orientuje się, że odkryły one prawdę i nie zamierza negocjować. Dziewczyny stają przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.

"Wdowa" jest zrealizowana stylowo i elegancko, uwagę widza przykuwa wystrój wnętrz. Wszystko co widzimy jest przebogate, piękne i w bardzo dobrym guście. Każdej scenie towarzyszy mrok, mimo to ciała są idealnie oświetlone. Tony Del Duomo przygotował obraz jak ze snu, pełen ciemności i powolnej pracy kamery. Niestety historia jest z lekka banalna, ale mimo to nie miałem wrażenia, że obcuję z czymś prostackim, naprawdę oglądałem ten film ze sporym zainteresowaniem, szkoda tylko, że zakończenie okazało się jednym wielkim minusem. Liczyłem na coś zaskakującego, ale niestety byłem rozczarowany.

Aktorsko znów błyszczy Horst Baron. Gość jest niesamowity, wiele razy widziałem jak ratował swoją grą niejedną produkcję. Tutaj całkiem nieźle wspomagają go Tony Carrera i Omar Galanti, którzy wcielili się w rolę jego goryli. Dwie bohaterki, czyli Oksana D'Harcourt i Monica Sweetheart może i nie przeskoczyły aktorsko Barona, ale wstydu zdecydowanie nie ma. Wyjątkowo pięknie i zmysłowo wygląda Oksana w prostych włosach, natomiast Monike Sweetheart już na zawsze zapamiętam jako bohaterkę "Fuck Me If You Can" Alessandro Del Mara, chociaż w "La Veuve" jest bardziej wyrazista od Oksany.

Sceny sexu trzymają dosyć wysoki poziom i każda jest naprawdę dobra. Akcja w której występuje Remigio Zampa, ostro pieprzący analnie swoim wyjątkowo grubym kutangiem Nomi i Claudię Rossi zasługuję na wzmiankę. Albo w zmysłowy sposób wybzykana Jennifer Stone, pod koniec zostaje w brzydki sposób potraktowana przez klienta. To samo można napisać o innych scenkach, które choć nie są genialne, to ogląda się je z przyjemnością, oraz naprawdę utalentowane i niebrzydkie niewiasty. Czegóż chcieć więcej.

Tony Del Duomo mógł stać się jednym z lepszych reżyserów. Progresja była zdecydowanie widoczna, "Guwernantka" z pewnością otworzyła przed nim wiele furtek, a takie filmy jak "Honor Marianich" czy opisywana "Wdowa" pokazały spory potencjał. Niestety nie mam zielonego pojęcia co teraz robi. Naprawdę miał zadatki na bardzo dobrego reżysera. Pozostaje nam cieszyć się tym co zrobił, miejmy nadzieje że kiedyś powróci z czymś naprawdę dobrym. Dla "Wdowy" mocne siedem.