Film rozpoczyna muzyka w iście horrorowym klimacie. Widzimy dziewczynę, która staje w drzwiach od sypialni, po czym powoli wchodzi do pokoju i kładzie się na łóżku. Po paru sekundach mroczna melodia znika, lecz nastrój niepokoju pozostaje. Ile to już razy widziałem u Payeta? Najbliższym skojarzeniem jest jego "Marionetka" wydana w tym samym okresie. "Nieokiełznana Wyobraźnia" jest tworem równie niezwykłym, co "Zapach Matyldy" Marca Dorcela, tylko mniej poukładanym. Brak w tym filmie logiki; to jakby obraz jakiegoś snu, coś bardzo surrealistycznego. Jednak, gdy większość filmów w podobnym klimacie by mnie odpychała, tak dzieło Payeta z niezwykłą siłą mnie do siebie przyciąga i mimo wielu wad jest czymś, co potrafi przenieść widza w świat fantazji.

Film zaczyna się od wizyty głównego bohatera (David Perry) w sklepie z antykami. Po chwili obserwacji pojawia się szalony antykwariusz i wręcza Davidowi dziwaczny zegar, który z wyglądu przypomina oblicze samego Lucyfera. David zauważa, że wskazówka zegara obraca się w przeciwną stronę. Dowiaduje się także, że z każdą wybitą godziną przeżyje jeszcze raz jakiś moment ze swego życia. To wskazówka zegara wybierze moment, ale za to David może po swojemu pokierować swoimi poczynaniami.

Przez 80 minut jesteśmy świadkami natłoku scen z krótkimi przerywnikami. Film na dodatek jest bardzo hermetyczny, co muszę przyznać na plus Payetowi, który stworzył swój świat i przełożył go na obraz filmowy. Na uwagę zasługuje rola Alaina L'Yle (Antykwariusz) - rola nieseksualna. Jak to zawsze bywa u tego aktora jest bardzo zabawnie, jego gra wspaniale supportuje wyczyny Davida Perry'ego, który już w pierwszej scenie pokazuje że jest jednym z lepszych ruchaczy. Inni aktorzy właściwie nie istnieją, może prócz Lei Martini, która gra partnerkę Davida i jest obecna przez cały czas trwania filmu na ekranie.

Alain Payet znów, poza realizacją był odpowiedzialny za scenariusz. Niestety nie jest to historia na miarę wspomnianego "Zapachu Matyldy". Właściwie fabuły tu jak na lekarstwo, widz jest jedynie świadkiem siedmiu ostrych scenporno, z czego cztery pierwsze zasługują jedynie na ocenę pozytywną, pozostałe trzy są bardzo przeciętne. Zacznę może od pierwszej sceny, która moim zdaniem jest absolutnie genialna. David Perry zabawiający się w biblioteczce z pokojówką. Jedna z ładniejszych dziewczyn, jakie widziałem w tamtych czasach w Video Marc Dorcel. Jest naprawdę dobrze, akcja aż kipi od sexu i erotyzmu, grzechem byłoby się doszukiwać jakiś słabych punktów. Myślę, że jakby pozostałe sceny były na tak wysokim poziomie, to film stawiany byłby na równi z wieloma klasykami tamtych lat. Warto zwrócić uwagę na koszulę Davida, która pod koniec zupełnie zmienia kolor od potu. Patrząc na niego ma się wrażenie jakby brał udział w jakimś sex maratonie. Kolejne trzy scenki są dobre, jednak nie dorównują tej pierwszej. Te ostatnie zostawię bez komentarza.

"Delires Obscenes" jest filmem z niepowtarzalnym klimatem, który mimo niedopracowania nie pozostawia niesmaku. Ci, którzy chcieliby zobaczyć pornosa z fabułą raczej nie znajdą wiele dla siebie. Fanatycy gonzo raczej też nie, chociaż sex jest ostry i analu nie brak. Pierwsza połowa nie powinna nikogo znudzić i chociażby dla tej pierwszej godziny warto by zobaczyć "Delires Obscenes". Polecam, bo to wciąż naprawdę dobry erotyk.