Wszystkim tym, którzy chcieliby poznać dobre europejskie kino erotyczne odradzam zapoznanie się z ostatnimi produkcjami Dorcelowskimi, prawie wszystkie z tych filmów to straszna przeciętność. Zwłaszcza jeśli chodzi o miniony rok 2011większe wrażenie robią na mnie kolejne odsłony "Pornochic" czy "Russian Institute", które z założenia nie miały być wysokobudżetowymi produkcjami, tylko takimi wypełniaczami lub zapchajdziurami, a mimo to prawie zawsze trzymały poziom. Omawiany teraz "Rich Little Bitch" nie poprawia wizerunku Francuskiej wytwórni i myślę, że źle zrobił Marc Dorcel nie obsadzając na stanowisku reżysera Herve Bodilis, który nadałby tej produkcji wspaniały szkolny klimat znany z pierwszych części "Rosyjskiego Instytutu". Tylko Tarra White wybija opisywany film nieco ponad przeciętną. Niestety, jeśli tak dalej pójdzie to nawet pani Martina (Tarra) nie pomoże, a VMD rozpłynie się w czeluściach niebytu.

"Rich Little Bitch" opowiada historię trzech dziewczyn. Dwie z nich Jade i Tarra to rozpuszczone snobki, dla których życie to sex, zabawa i pieniądze. Uczą się w prywatnej szkole wraz z trzecią dziewczyną, która jak nietrudno się domyślić jest ich całkowitym przeciwieństwem. Martina to pracowita i utalentowana dziewczyna, która marzy o prawdziwej miłości, przez co jest obiektem szyderstw i kpin ze strony Jade i Tarry. Bogatsze dziewczyny postanawiają się zabawić kosztem Martiny, namawiając bogatego biznesmena Tony'ego (przy okazji go szantażując) żeby uwiódł biedną dziewczynę i uwiecznił jej rozdziewiczenie na taśmie.

To tyle jeżeli chodzi o fabułę. Ciąg dalszy tej historii zobaczycie w filmie "My First Orgy", który jest naturalnym rozwinięciem tej produkcji, przy czym nie odbiega zbytnio stylistycznie od pierwszej części. Film niestety pokazuje, że nad wytwórnią VMD zawisły czarne chmury, no bo cóż można powiedzieć o dziele, które broniło honoru Dorcela na rozdaniu nagród AVN - filmie który jest mocno przeciętny. Fabule brak polotu i oryginalności, chociaż mam czasami wrażenie, że gdyby ktoś inny go nakręcił to może wyszłoby tu coś lepszego. Znowu mam przed oczami Herve'a Bodilisa, który moim zdaniem wpasowałby się idealnie w klimat tego filmu, lub raczej nadałby mu swój charakter, a tak jest bardzo biednie. Jeżeli cofnęlibyśmy się teraz kilkanaście lat wstecz i przypomnielibyśmy sobie te stare, pełne fantazji Dorcelowskie produkcje to wychodzi na to, że zmiany w wielu przypadkach wcale nie wychodzą na dobre. Kiedyś Dorcel robił porno z domieszką subtelnego Fantasy, a teraz wszystko to bardzo mocno stąpa po ziemi i jest cholernie pozbawione finezji. Niedobrze się dzieje, nawet zacząłem sobie tłumaczyć, że to przez zmianę logo na to bardziej eleganckie(chociaż "Rich Little Bitch" jest jeszcze jednym z ostatnich filmów "z papużką").

Obsada aktorska jest całkiem niezła. Na wyróżnienie zasługuje TARRA WHITE. Po obejrzeniu filmu właściwie tylko ona pozostała mi w pamięci. Reszta obsady nie przynosi jednak wstydu, panna Morgane Moon (Martina) też fajnie zagrała, ale niestety z sexem nie jest u niej już tak różowo, chociaż może tak miało być bo przecież grała dziewicę. Fajnie też przyjęła spust na twarz i za to wielki szacunek. Realizatorsko to niestety standard. Max Candy już od jakiegoś czasu pokazuje, że nie ma szans zastąpić tak znakomitych reżyserów jak Mario Salieri czy Joe D'Amato. Mam jednak nadzieję, że w końcu pokaże, iż jest realizatorem na poziomie i zrobi jakąś perełkę, która pociągnie za sobą kolejne dobre produkcje.

Sceny porno prezentują się nie najgorzej. Na początek scena z Tarrą White i Jade Laroche w wannie. Przyjemnie oglądało się te ich zabawy. Choć do tej pory nie mogę się przekonać do panienki Laroche. Za to Tarra jest mi jak siostra, zawsze, gdy ją widzę to nie mogę przez długi czas się pozbierać, choć w ''Rich Little Bitch'' nie pokazuje 100% swoich możliwości Równolegle z tą scenką rozgrywa się druga akcja, w której bierze udział Carla Cox oraz dwóch ogierów, George Uhl i Martin Gun. Ta mi się bardzo podobała, wiele zmian pozycji, anal, a na koniec obfite spusty na bluzkę i brzuch Carli. Trzecia akcja rozgrywa się na terenie szkoły. Dwie panny dogadzają Martinowi Gunowi. Jedna z nich jest prześliczna, opalona, no i ten jej długi kuc - ta scenka należy zdecydowanie do niej. Na koniec niezły spust na jej tyłek. Dziewczyna zakłada majtki i spódniczkę i odchodzi jak gdyby nigdy nic z tyłkiem mokrym od spermy. Mamy tu jeszcze scenkę w hangarze samolotowym z Jade Laroche, która jest warta uwagi, ze względu na scenerię. Dwie ostatnie, to rozdziewiczanie Martiny przez Tonyego (George Uhl). Facet miał atomowy wytrysk pod koniec, chociaż widziałem już kilka lepszych strzałów tego aktora. Ostatnia scena z boginią Tarrą White - powiem jedno - dziewczyna jest stworzona do sexu. Widać, że kocha ponad wszystko cykanie. Niestety panowie, którzy ją obracają nie są na jej poziomie. Tu przydaliby się Rocco Siffredi i Nacho Vidal.

"Rich Little Bitch" normalnie zasługiwałby na ocenę pięć gwiazdek, jednak biorąc pod uwagę sceny i zaangażowanie aktorek (Tarra White i panna z kucem) daję 6. Film mimo wszystko nie taki najgorszy, gimnazjalistom się spodoba. Natomiast koneserom niekoniecznie musi przypaść do gustu.