Plotka głosi, że pięć lat wystarczy, aby każde, najszczęśliwsze nawet małżeństwo, dopadły pierwsze objawy kryzysu. Ciche dni, pomieszane z ciągłymi awanturami i wzajemnymi oskarżeniami, których nie szczędzą sobie na każdym kroku partnerzy, wystawiły na ciężką próbę już niejeden związek. Jak radzić sobie w tych trudnych chwilach i... umieć czerpać z tego słodką przyjemność, opisuje Claude Mulot w swojej niezwykle przewrotnej produkcji, zatytułowanej "Extases extra-Conjugales" ("Games for an Unfaithful Wife").
Zbliża się piąta rocznica ślubu. Mąż w podróży biznesowej czule tuli ramiona swojej kochanki, a zdradzana małżonka ani myśli pozostać mu wierna. Mając do dyspozycji dom wyłącznie dla siebie i mnóstwo wolnego czasu, wszystkie, nawet najbardziej szalone idee mają szansę się urzeczywistnić. Znikają ciężkie okowy moralności, a pruderyjność i wstydliwość ustępują miejsca niepohamowanej żądzy rozkoszy i błogiego spełnienia. Serce wypełnia żar namiętności, który przydusiły lata małżeńskiej monotonii i frustracji. Na rozpromienionej twarzy znów maluje się szczęście. Szczęście, które znika wraz z powrotem małżonka z zagranicznych wojaży.
"Games for an Unfaithful Wife" nie należy do najbardziej widowiskowych filmów w długiej i owocnej karierze Claude'a Mulota. Wśród członków obsady brylują nieco zapomniane już nazwiska, na czele z ponętną Marie-Christine Guennec, a sama fabuła nie przykuwa uwagi odbiorcy z siłą, z jaką czynią to "Les Petites écolières" czy "Échanges de Partenaires". Osobiście, ubolewam również nad faktem, że sceny seksu nie są tak finezyjne, jak w przypadku innych dzieł tego francuskiego twórcy. Nie oznacza to oczywiście, że z ekranu wieje nudą, a wspomniana uprzednio Marie-Christine Guennec stara się rozgrzać publikę...
...i czyni to nad wyraz przekonująco. W filmie wyróżnia się przede wszystkim scena kobiecej masturbacji w miejscu publicznym. Guennec, bez jakichkolwiek oporów pieści ręką łechtaczkę, w samym centrum Paryża, siedząc w VW Beetle cabrio, w otoczeniu tłumu gapiów. Dziś, głównie za sprawą filmów z serii "Public Invasion" na nikim to pewnie nie zrobi większego wrażenia, ale w 1976 roku przechodnie nie byli przyzwyczajeni do tego typu widoków. Niemniej ciekawie prezentuje się namiętny blowjob w budce telefonicznej, dzięki któremu Guennec unika zapłacenia wystawionego jej, przez parkingowego, mandatu.
"Extases Extra-Conjugales" może i nie jest kwintesencją stylu Mulota, ale w niczym to nie umniejsza przyjemności płynącej z seansu. Niezwykle majestatyczna ścieżka dźwiękowa (m.in. subtelne dźwięki saksofonu), humorystyczna fabuła z finałowym twistem, a nade wszystko doskonały montaż (zasługa legendarnego Gérarda Kikoïne'a - twórcy "Parties Fines" i "La Clinique des Fantasmes") oraz niemniej perfekcyjne zdjęcia, tworzą wyjątkowy nastrój produkcji, którego próżno szukać we współczesnych filmach pornograficznych.