"Supremes Jjouissances" ("Exquisite Pleasure"), czyli początki kariery aktorskiej Brigitte Lahaie. Jako, że początki bywają trudne to i Brigitte w niczym nie przypominała późniejszej, olśniewającej seksbomby. Długie, naturalne włosy w kolorze blond, które są niejako jej znakiem rozpoznawczym, podówczas były znacznie krótsze i na dodatek farbowane na ciemny brąz. Nie tylko fryzura, ale i sposób zachowania na planie filmowym sugerował, że aktorka jest nieśmiała i bliżej jej do sierotki Marysi, aniżeli drapieżnej kobiety wampa. Nikt wtedy chyba nawet nie przypuszczał, że w tej niepozornej kobiecie tkwi istny demon seksu, który zmieni raz na zawsze oblicze francuskiej kinematografii.

Trzy najlepsze przyjaciółki: Martine, Mimi oraz Doris postanawiają zerwać z dotychczasowym życiem. Zadanie nie należy do najłatwiejszych - wszystkie są mężatkami i decydując się na tak radykalny krok, wiedzą doskonale o tym, że od decyzji nie będzie odwrotu. Kiedy udaje im się wynająć własne lokum, wszelkie dotychczasowe obawy schodzą na dalszy plan. Od tej pory ich życie to jedna, wielka zabawa, w której to one ustalają reguły, a mężczyźni potulnie je spełniają. Za przyjemności trzeba jednak płacić. Spełnienie najskrytszych pragnień okupione zostaje utratą pracy, a przed kobietami zaczyna się rysować niepewna przyszłość, w której to pozbawione są środków do życia. W celu uniknięcia tak ponurej rzeczywistości, w ich głowach rodzi się pomysł otwarcia domu publicznego. Prowadzenie nielegalnej działalności sprowadza na nie jeszcze większe kłopoty...

Fabuła "Supremes Jouissances" nie pozostawia najmniejszych złudzeń - kobiety są zdane na łaskę mężczyzn. O ile reżyser stara się obrócić całą sytuację w żart, tak płci żeńskiej z pewnością nie będzie do śmiechu. Pomijam tu nawet głosy wiecznie wojujących feministek, ale ciężko mi sobie wyobrazić zniesmaczenie zwykłej odbiorczyni niniejszego obrazu. Czarę goryczy przelewa z pewnością fakt, że główne bohaterki starają się być nowoczesnymi, niezależnymi businesswoman, a kończą jako prostytutki. Szowinizm w najczystszej postaci, wylewający się obszernie z ekranu to absolutnie hańba na honorze twórcy i nawet mnóstwo humorystycznych akcentów, nie tuszuje ogólnego wydźwięku produkcji.

Kontrowersyjna tematyka przełożyła się również na prezentację aktów seksualnych. Próżno szukać w nich iskry namiętności, wzajemnej fascynacji pomiędzy partnerami. W zamian otrzymujemy bardzo dużą ilość krótkich scenek, które okraszone są dodatkowo cudaczną ścieżką dźwiękową. Twórca sam jest sobie winien, że nie wykorzystał potencjału gwiazdorskiej obsady, na którą składają się nazwiska takie jak Brigitte Lahaie, Veronique Maugarski czy Martine Grimaud. Aktorki, zmuszone do grania z wiecznym grymasem niezadowolenia na twarzach, nie podniosą raczej ciśnienia widzom, nawet, jeśli do ich urody nie można mieć większych zastrzeżeń, a i umiejętności finezyjnej sztuki rozpalania zmysłów opanowały do perfekcji. Jedyną rzeczą, która pozostaje na dłużej w pamięci to niezwykle apetyczne piersi Lahaie, ale te możemy przecież podziwiać w znacznie lepszych filmach.

"Exquisite Pleasure", choć powstał we Francji, zupełnie nie przypomina tamtejszych produkcji filmowych. Reżyser ani na chwilę nie stara się pokusić o wlanie odrobiny artyzmu w ten oszczędny wizualnie obraz, a dodatkowo raczy odbiorców niezbyt wyszukanym humorem, który ma za zadanie przesłonić szowinistyczne przesłanki produkcji. Miało być frywolnie i zabawnie, a wyszło co najmniej niestosownie. Na całe szczęście twórca miał w swoim dorobku znacznie bardziej udane filmy, na czele z kultowym "Pussy Talk" z 1975 roku.