Część piąta słynnej serii filmowej o nazwie "Taboo" przyniosła kolejne zmiany. O ile pojawienie się nowych twarzy zwiastowało dodatkową porcję emocji, tak zrezygnowanie z kazirodztwa, jako wątku przewodniego, okazało się być przysłowiowym gwoździem do trumny. "Taboo 5" można swobodnie określić mianem produkcji, która odcina kupony od dawnej sławy. Nie trudno przewidzieć, że czyni to w sposób niezbyt elegancki, zapominając o tym, że wysoki poziom artystyczny stanowił o sukcesie poprzednich części.
Wydarzenia w "Taboo V" toczą się kilka lat po tym, jak poznaliśmy doktora Jeremy'ego Lodge'a i dość zawiłe losy jego familii. Pewne kuriozum stanowi fakt, że Lodge w dalszym ciągu jest cenionym psychologiem i na co dzień pomaga swoim pacjentom, będącym w sytuacjach z natury tych beznadziejnych, a w jego życiu prywatnym nadal panuje kompletny chaos. Burzliwy związek, w jaki się uwikłał ze znacznie młodszą kobieta nie ma żadnych szans na powodzenie, a rozbity emocjonalnie Jeremy zaczyna stopniowo popadać w coraz to większą depresję. W tych, jakże trudnych dla niego chwilach, Lodge może liczyć tylko na jedną osobę - ukochaną córkę Naomi, z którą przez dłuższy czas nie utrzymywał bliskiego kontaktu. Od tego czasu Naomi, ze zwariowanej nastolatki wyrosła na piękną, dojrzałą kobietę, która potrafi wykorzystać swoje kobiece atrybuty. O tym w jak skuteczny sposób to czyni, świadczy stale wydłużająca się lista jej kochanków, na której znalazł się nawet jej własny ojciec...
"Taboo V" kontynuuje wątki doktora Lodge'a i jego córki, ale nie mniej istotne jest pojawienie się Colleen Brennan, która wcieliła się w postać pacjentki, ubolewającej na wielce osobliwą przypadłość. Otóż kobieta cierpi na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości (określane również jako rozdwojenie osobowości), które wywraca jej życie do góry nogami. Za dnia stateczna matka, gospodyni domowa, nocą - bogini seksu. Dwie, jakże odmienne osobowości sprawiają, że kobieta nie wie, co z sobą począć i swoją jedyną nadzieję pokłada w doktorze Lodge'u. Tylko czy Jeremy, jest w stanie poradzić sobie z tak poważnym zaburzeniem pacjentki, skoro sam jest rozbity psychicznie?
Wprowadzenie wątku rozdwojenia jaźni może i było ciekawym posunięciem, ale tak na dobrą sprawę niewiele z niego wynika. Umiejętności aktorskie Colleen Brennan pozostaje mi skwitować milczeniem, a i reszta obsady, za wyjątkiem Jamiego Gillisa, to osoby, które ograniczają się do wydukania kilku, prostych dialogów bez jakiegokolwiek zaangażowania. Całe szczęście, że więcej ochoty do gry przejawiają podczas scen seksu, toteż odbiorca nie uzna seansu za całkowicie stracony. Karen Summer, Amber Lynn, Porsche Lynn z pewnością podwyższą ciśnienie u niejednego widza, chociaż brakuje tu choćby odrobiny drapieżności z ich strony. Można powiedzieć, że zabrakło ostrzejszego pazura, z którego zresztą słynęła seria "Taboo" (przez wielu uważana za wyjątkowo kontrowersyjną, czy wręcz szokującą). Tym razem sceny są dość monotonne, brak w nich jakichś większych emocji, nie mówiąc już o jakimkolwiek elemencie zaskoczenia. Osobiście wyróżniłbym jedynie Amber Lynn, którą mamy okazję zobaczyć w trójkąciku i jest to z pewnością jakieś urozmaicenie w zalewie nudy, wylewającej się obficie z ekranu (o podwójnej penetracji jednak zapomnijcie).
"Taboo V", jak już wspomniałem na wstępie, jest w dużym stopniu skokiem na kasę miłośników tejże serii. Odbiorców miał zachęcić udział kilku aktorów, którzy pojawili się w poprzednich częściach, na czele z Karen Summer, Jamiem Gillisem oraz Kevinem Jamesem, a także kolejna porcja kazirodczych związków pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny. Jak się jednak okazało, było to tylko mydlenie oczu widzom, na których czekało blisko dwie godziny schematycznego porno, które w żaden sposób nie zachwyca. Jeśli nie przeszkadza Wam wtórność, kiepska fabuła i drętwe dialogi, to powinniście dotrwać bezboleśnie do końca seansu. Choć to chyba marne pocieszenie...