Lata 70te i 80te zrodziły pewną grupę specyficznych filmów, których motywem przewodnim była zemsta. Dodajmy, że zemsta za wyrządzone krzywdy, a dokładniej gwałt. Fabuła tych produkcji przeważnie wyglądała tak samo: młoda dziewczyna zostaje brutalnie zgwałcona (często grupowo), a po jakimś czasie gdy dochodzi do siebie postanawia wymierzyć sprawiedliwość oprawcom. Ta tematyka nie ominęła także branży porno.

"Savage Fury" praktycznie nie ma fabuły, została ona maksymalnie zmarginalizowana. Pięciu mężczyzn włamuje się do akademika i gwałci w nim cztery dziewczyny. Dostajemy ponad półgodzinną scenę orgii, w której to dziewczęta początkowo się opierają braniu ich siłą, ale jak to w filmach porno bywa dość szybko ulegają napalonym samcom. Po roku kobiety postanawiają dokonać zemsty: zwabiają gwałcicieli do domu jednej z nich i pozwalają się przelecieć, w wyniku czego obserwujemy drugą, równie długą i treściwą orgietkę.

Sex to jednak był tylko pretekst. Kiedy wymęczeni, rozleniwieni mężczyźni odpoczywają po stosunku, nasze heroiny wyjmują z szafy karabiny maszynowe i dokonują krwawej rzezi na gwałcicielach! Świetna grindhousowa scena, w której twórcy nie pożałowali (realistycznie) wyglądającej sztucznej krwi. Nie ma to jak nagie panienki z dużymi cyckami + broń palna. Dla tej jednej sceny warto film obejrzeć choć przyznam, że obie orgie stoją na wysokim poziomie i są zróżnicowane toteż nudzić się specjalnie nie będziemy. Dziewczyny to cycate seks bomby z kultową Christy Canyon na czele – titjoby obowiązkowe.

Wykonanie filmu jest typowe dla filmów niemal bezbudżetowych – aktorstwo sztuczne do bólu, a o reszcie się niewiele da powiedzieć, bo prócz dymania, które stanowi 90% filmu i ostatnich 5 minut z masakrą film nie oferuje nic.
Komu go polecić? Na pewno zwolennikom pani Canyon, wszystkim miłośnikom treściwego gruppen sex, a także wielbicielom filmowych serów.