"Każde pokolenie ma własny czas...". Te słowa idealnie wręcz obrazują przemiany, jakie dokonały się w czwartej części kultowej serii "Taboo". Tą najistotniejszą było zrezygnowanie z obsadzenia w głównej roli Kay Parker, która wcielała się w postać Barbary Scott - niemalże symbolu rozpoznawczego całej serii. W jej miejsce zatrudniono dwie, młode i obiecujące aktorki porno - Ginger Lynn Allen oraz Karen Summer (obie po 23 lata), które miały rozgrzać do czerwoności publikę. Równie istotne zmiany nastąpiły wśród męskiej części obsady, a skorzystanie z usług dwóch wielkich sław branży porno - Jamiego Gillisa oraz Johna Leslie sprawiło, że "Taboo 4" dysponowało olbrzymim potencjałem, który aż żal było by zaprzepaścić.

Na wstępie mieliśmy okazję poznać rodzinę państwa Scottów ("Taboo 1"), następnie bacznie śledziliśmy losy państwa McBride ("Taboo 2"), a teraz przyszedł czas, aby spotkać się z uroczą familią doktora Jeremy'ego Lodge'a. W jej skład, poza oczywiście szanowanym doktorem - ekspertem od... zachowań kazirodczych, wchodzą dwie, atrakcyjne córki - Naomi (Karen Summer) i Robin (Ginger Lynn) oraz małżonka - Alice (Cyndee Summers). Choć na pozór tworzą oni szczęśliwą rodzinę, prawda jest zgoła odmienna. Wzbudzające dezaprobatę rządy ojca, który za wszelką cenę pragnie wychować swoje pociechy w myśl własnych zasad spotykają się z buntem, który mocno wpływa na pogorszenie ich wzajemnych relacji. Na nic zdaje się również wysłanie córek do renomowanej, prywatnej szkoły dla dziewcząt, którą Naomi i Robin opuszczają bardzo szybko i na dodatek w atmosferze skandalu. Jest to wielki cios dla Jeremy'ego, ale wkrótce po nim następuje kolejny, który rani go jeszcze dotkliwiej. Otóż Jeremy przyłapuje w sytuacji intymnej swoją żonę wraz z... własnym bratem (Billym). Na nic się zdaje fakt, że Lodge jest cenionym psychologiem i na co dzień pomaga ludziom w sytuacjach, zdawałoby się równie beznadziejnych. Znacznie ciężej pomóc jest samemu sobie, w dodatku, jeśli jest się ofiarą osób, na których najbardziej nam zależy. Jeremy pod wpływem emocji wyrzuca niewierną małżonkę z mieszkania, a wraz z nią odchodzi Naomi, która decyduje się zamieszkać wraz z mamą oraz wujkiem Billym (który tak naprawdę jest jej ojcem!). Od tej pory Jeremy może liczyć jedynie na Robin, która postanowiła zaopiekować się ojcem. Czy uda jej się pocieszyć tatę na tyle, aby ten zapomniał o ostatnich, jakże przykrych dla niego wydarzeniach?

Choć brzmi to niczym fabuła jakiegoś łzawego melodramatu, próżno szukać tu realistycznej wizji rozłamu rodziny. Cała historia przypomina raczej obraz amerykańskiej familii przedstawiony w krzywym zwierciadle. Tatuś - tyran, który chce decydować o poczynaniach pozostałych domowników, mama - typowa gospodyni domu, która choć kocha męża, to nie czuje się spełniona jako kobieta i pocieszenia szuka w ramionach innego mężczyzny i wreszcie dwie, dorastające córki, które korzystają pełnymi garściami z życia, popadając w coraz to nowe kłopoty. Większość z tych wydarzeń jest utrzymana w niezwykle humorystycznym stylu, a prym wiedzie tu grupa wsparcia, którą organizuje Jeremy. O ile sama nazwa "grupa wsparcia" kojarzy się nam zazwyczaj z mniejszym, bądź większym gronem osób, które siedzą w kółeczku i opowiadają o swoich problemach, tak ciężko doszukać się elementów, które miały by bawić postronnego obserwatora. Odmienna atmosfera panuje jednak na spotkaniach u doktora Jeremy'ego. Tutaj każdy miał do czynienia z kazirodztwem i opowiada o swoich przeżyciach, starając się opisać wszystko z jak najpikantniejszymi szczegółami, a pozostali słuchacze chłoną każde słowo, stając się z minuty na minutę coraz bardziej... pobudzeni. Nie wiem czy taka "kuracja" ma szansę powodzenia, ale na przykładzie Joyce McBride (Honey Wilder), która z każdą wizytą łaknie jeszcze bardziej ciała swojego ukochanego syna - Juniora (Kevin James) można przypuszczać, że efekt jest zgoła odmienny od zamierzonego.

Jak przystało na film skupiający swoją uwagę na kazirodztwie, także i tym razem nie zabraknie masy scen rozgrywających się pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny. I tak wpierw możemy rozkoszować się widokiem dwóch siostrzyczek, które wspólnie baraszkują z chłopakiem jednej z nich, po czym zabierają się za uwodzenie własnych ojców. Sceny seksu, w których widzimy Karen Summer wraz z Johnem Leslie oraz Ginger Lynn z Jamie Gillisem stanowią najjaśniejszy punkt produkcji i urzekną niejednego miłośnika filmów pornograficznych. Bez wątpienia zarówno Summer jak i Lynn wprowadziły świeżość w ramy tej nieco skostniałej już serii, w której chyba zbyt często oglądaliśmy aktorki będące w kwiecie wieku. Jeśli miałbym mieć do czegoś zastrzeżenia, to są to jedynie flashbacki, które można określić mianem "zapchajdziur". Osobiście zamiast nich znacznie bardziej wolałbym kolejną scenę orgii, z których słynęły przecież poprzednie "Taboo".

Nowa, młodsza generacja jak głosił tagline "Taboo 4" spisała się mimo wszystko na medal. Nie jest to film aż tak ekstrawagancki i wprawiający w osłupienie widza, jak choćby druga części serii, ale nie zmienia to faktu, że oferuje rozrywkę na najwyższym poziomie. Gwiazdorska obsada, humorystyczna i zakręcona fabuła, znakomite sceny seksu, a przede wszystkim duża ilość kazirodztwa we wszelakich wariantach, zapewnią odbiorcom porcję niezapomnianych wrażeń.