8th Day

"The 8th Day" był długo oczekiwanym blockbusterem nakręconym przez Adam & Eve. Zapowiadano, że będzie to dzieło niezapomniane, doskonale sfilmowane, z masą gorącego seksu, zapierającymi dech w piersi plenerami i rzeszą pięknych kobiet. Kiedy kilka tygodni temu pojawił się zwiastun filmu apetyt wszystkim zaostrzył się jeszcze bardziej. Rzeczywistość nie okazała się jednak tak różowa.



Pewnego dnia ze snu w kapsule kriogenicznej budzi się dziewczyna, Samantha (Kayden Kross). Nie wie jak się w niej znalazła, czemu, oraz gdzie jest obecnie. Okazuje się, że świat, który znała już dawno przestał istnieć. Przemierza pustynie, skaliste równiny, czy zarośnięte ruiny wielkiego i tętniącego niegdyś życiem miasta, obecnie całkowicie wyludnione. Pozornie. Szybko przekonuje się, że zamieszkują je nieliczne grupy zdegenerowanych mutantów, oraz bandy wytatuowanych dzikusów rządnych dóbr doczesnych, oraz seksualnych przyjemności. Pewnego razu zostaje uratowana z rąk handlarzy złomem i żywym towarem przez poszukiwaczkę złomu Mel (Amber Rayne). Dziewczyna zostaje zaprowadzona do pustynnej osady rządzonej przez charyzmatycznego Księcia Amira. Gdy jednak Książę bierze Samanthę pod swoje skrzydła odkrywa, kim ona jest naprawdę i decyduje, że dziewczyna musi ponieść ostateczne poświęcenie, gdyż czas dobiega końca.



"The 8th Day" jest jednym z najbardziej oczekiwanych filmów porno 2009 roku i potencjalnym zdobywcą wielu nagród toteż wpompowano w niego sporo pieniędzy. Widać to na każdym kroku, od porządnej strony technicznej, niezłej pracy kamery, gry aktorskiej, a na plenerach kończąc. To głownie za sprawą świetnych lokalizacji można wczuć się w sytuację Samanthy i obcego świata, w którym się znalazła. Opuszczone miasto sprawia na prawdę wrażenie wyludnionego, zarośniętego i zniszczonego. Może nie jest to efekt jak z pamiętnej wędrówki po opustoszałym Londynie z "28 Days Later", czy przejażdżki Willa Smitha po Nowym Jorku przyszłości z "I am Legend", ale jak na produkcję XXX wypada wielce zadowalająco. Niestety sama fabuła pozostawia spory niedosyt. Posapokaliptyczny klimat, aż się prosi o zapierające dech w piersiach pościgi rodem z "Mad Maxa", czy widowiskowe walki a'la "Doomsday", czy "Waterworld". Nic takiego niestety tutaj nie zobaczymy. Będziemy jedynie świadkami tułaczki Samanthy po bezkresach Ziemi prowadzące do niezbyt efektownego finału.



Z dziewczynami również jest różnie. Z jednej strony mamy niebrzydką blondynkę ze sporymi cyckami Kayden Kross grającą Samanthę, oraz zjawiskową wręcz Amber Rayne w roli dzikiej koczowniczki (specyficzna uroda przyznać muszę, malutkie piersi, dziewczę chude i drobne za to z uwodzicielskim spojrzeniem i prawdziwą pasją) z drugiej mocno średniej urody Krissy Leigh, czy wiekowa już przecież Kylie Ireland. Ładnych pań jest oczywiście więcej, bo mamy tu także Bree Olson, czy Tori Black, ale niesmak po brzydulach pozostaje.

Sceny porno powinny zadowolić każdego. Mimo, iż nie stanowią żadnego novum i są standardem, jaki ostatnio często prezentuje nam taki Digital Playground, czy Hustler ogląda się je przyjemnie, a za sprawą czasu projekcji jest ich sporo. Dostajemy praktycznie same trójkąty, zarówno z przewagą dziewczyn jak i facetów, a w końcówce nawet 6 osobową orgię. Wszystko to okraszone niezłymi oralami, oraz dawką pierwszorzędnego analu. Na dwie akcje należy jednak zwrócić szczególną uwagę.



W jednej scenie Amber Rayne jest obracana przez dwóch facetów, choć w sumie powinienem napisać, że to ona obraca ich. Przez większość akcji jednego fiuta trzyma w ustach obciągając i robiąc deepthroaty z prawdziwą werwą i zaangażowaniem, podczas, gdy drugi eksploruje jej anusa. Świetny widok, gdy tak drobne dziewczę jak Amber nadziewa się dupcią na tak grubego fiuta. Ostatecznie dochodzi do podwójnej penetracji i faciala, ale Rayne nie daje się zdominować i widać, że trzyma rękę na pulsie. Prawdziwy demon seksu!

Kolejna scena to Bree Olson, Poppy Morgan i Tori Black w lesbijskim trójkącie pośrodku nocy w pustynnym, skalistym krajobrazie. Dziewczyny są nagie z wymalowanymi fantazyjnymi wzorami na ciele i zachowują się jak dzikie kotki w rui. Agresywne palcowania, lizanie cipek niczym najlepszego przysmaku naszego futrzaka, pomruki zadowolenia, oraz wyginanie ciałek... Ahh, te kocie ruchy.



Z jednej strony technicznie film jest zrealizowany pierwszorzędnie, lokalizacje, praca kamer, reżyseria, wyśmienite sceny seksu... Z drugiej jednak sama historia jest zupełnie bez polotu, mało przemyślana i po prostu nudnawa (zważywszy dodatkowo na czas projekcji). Film, który z założenia miał być najlepszym filmem roku powinien prezentować sobą odrobinę więcej, a po seansie "The 8th Day" pozostaje lekki niedosyt. Mimo wszystko obejrzeć na prawdę warto, a może fabuła, na którą tak narzekam zrobi jednak wrażenie na widzach, którzy z kinem postapokaliptycznym nie mieli zbyt często do czynienia.


Trailer:

Podobne filmy:

Dodaj komentarz:
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz