W 1997 roku Luc Beson nakręcił świetny film science fiction "Fith Element". Zdobył on rzesze fanów i wiele nagród. Było to zasługą wyrazistych postaci granych między innymi przez Bruce'a Willisa Mile Jovovich, czy Gary'ego Oldmana, ciekawej fabuły, wartkiej akcji, humoru i efektów specjalnych. W 2007 roku Private postanowił nakręcić porno remake tego filmu i muszę przyznać, że zrobili to niemal perfekcyjnie.
Cała fabuła jest dość dokładną kopią tej z "Piątego Elementu": jest rok 2230. Trwa walka o zdobycie pięciu kamieni potrzebnych do uratowania seksualności na Ziemi. Prezydent Globalnego Miasta przechwytuje ładunek z rozbitego obcego statku, który przewoził istotę, bez której kamienie są bezużyteczne. Tą istotą jest Leeloo (Aletta Ocean) - dzika i seksowna kosmitka. Po przywróceniu jej do życia dziewczyna ucieka z laboratorium, a jej drogi krzyżują się z kierowcą futurystycznej taksówki Korbenem Houstonem (Antonio Ross). Od tej pory Leeloo i Korben będą razem zmagać się z przeciwnikami, którzy chcą posiąść "Seksowny element" na własność.
Przede wszystkim w oczy rzuca się kapitalne wykonanie. Efekty komputerowe stoją na bardzo wysokim poziomie, a scenografie po prostu powalają. Bardzo futurystyczne i kolorowe doskonale wpisują się w fabułę. Mamy tu typowe elementy przynależące do gatunku SF, czyli statki kosmiczne, miasta-molochy, w których samochody poruszają się w powietrznych korytarzach, obcych, oraz konflikt ze złem zagrażającym całej ludzkości. Aktorzy radzą sobie ze swoimi rolami bardzo dobrze, szczególnie widać to w grze Antonio Rossa, Aletty Ocean, czy Richarda Rifkina, który wciela się w postać Vitto Cornelyusa.
Jebanie to natomiast pierwsza klasa! Już w pierwszej scenie dostajemy akcję dwóch gości i dwie panienki, w której jest masa bardzo dobrego ciągnięcia (łącznie z głębokimi gardłami i facefuckiem), oraz ostre walenie ze sporym naciskiem na anala i wskazaniem na double penetration! Z resztą przez cały film przewijają się doskonałe lody, zajeżdżanie kakaowego oka i double penetration - pod tym względem przyczepić się nie można do niczego. Nadmienię jeszcze, że stosunek fabuły do dymania jest bardzo wyrównany i dostajemy sporo scen porno, ale zwolennicy "zwykłej" akcji też nie będą zawiedzeni.
Czy są jakieś minusy? Ano są, ale niewielkie. Przede wszystkim film urywa się w połowie. Kończy się w momencie, gdy Korben i Leeloo dostają się na lotnisko skąd mają wyruszyć do kosmicznej opery, czyli dokładnie w połowie akcji z "Piątego Elementu". Szkoda, ale mniemam, że będzie druga część.
Przed otrzymaniem przez film maksymalnej noty broni brak jakiegoś mocnego akcentu. Wśród aktorek, pomimo, że ładnych brak jakiejś wyjątkowo urodziwej i zajebistej panienki. Aletta Ocean grająca Leeloo, czyli pierwsze skrzypce nie umywa się do Mili Jovovich z oryginału, a i wśród reszty próżno szukać zjawiskowej dupeczki. Przydałaby się również jakaś scena porno, która rzuciłaby widza na kolana - może jakaś orgia, gangbang, double anal, czy porządna scena lesbijska (w filmie nie ma ani jednej). Nie to, że mam coś do zarzucenia seksowi, ale oglądając dzieło prawie doskonałe zawsze można ponarzekać, że "prawie".
Mimo to "Sexth Element" polecam z całego serca, bo to naprawdę świetna rozrywka z masą pierwszorzędnego, gorącego seksu.