Edward Wood Jr. Kto nie słyszał o tym "najgorszym reżyserze świata", człowieku, który nakręcił takie kultowe klasyki kiczu jak "Plan 9 z Kosmosu", czy "Glen or Glenda". Nie wszyscy jednak wiedzą, że Ed Wood maczał także swe palce w porno. By zarobić na życie pisał scenariusze do filmów dla dorosłych, które dopiero po latach były wykorzystywane, a w ostatnich latach życia wyreżyserował również jeden. Mowa właśnie o "Necromania: A Tale of Weird Love", która jest przedziwnym filmem łączącym elementy poetyki grozy, seks, oraz przeogromną dawkę kiczu, jaka cechowała reżysera.
Fabuła jest prosta i kretyńska nawet jak na Wooda (oparta na noweli Wooda pod tytułem "The Only House"). Młode małżeństwo Danny i Shirley odwiedzają domostwo nekromanty Madame Heles, by ta odprawiła czary, by rozwiązać problem Danny'ego z erekcją.
To tyle. W domu przebywają jej dwie pomocnice, oraz jeszcze jeden gość. Jedna ze służek wskazując na trumnę w salonie oznajmia, że Madame wstaje dopiero o północy, i żeby małżeństwo zajęło się sobą. I tak otrzymujemy kilka naprawdę słabych scen porno pomiędzy małżeństwem, oraz służącymi.
Infantylna fabuła jest wprowadzona jedynie, żeby była. Wszystkie aktorki bez wyjątku do piękności nie należą: Wood początkowo chciał do głównej roli zatrudnić Vampirę, znaną z jego wcześniejszych filmów, lecz ta odmówiła (i nic w tym dziwnego). Wszyscy aktorzy, którzy zgodzili się zagrać pragnęli pozostać anonimowi (jako ciekawostkę dodam, że Wood pojawia się w końcówce filmu w białych slipach jako pocmocnik Madam Heles). Sceny porno natomiast to prawdziwy horror. Ręka księżniczki i pół królestwa dla tego, kto powie, że wyczyny łóżkowe aktorów mu się podobały. Tu prawie seksu nawet nie ma! Jedyne, co zobaczymy to krótkie zabawy oralne (zarówno hetero jak i lesbijskie), oraz bodajże w ostatnie scenie trochę zabawy we wsadzanego. Jako horror też wypada wyjątkowo fatalnie. Jedynymi elementami grozy w filmie to postać Madame Heles i jej miejsce spoczynku (trumna, w której spoczywa pojawia się w filmie Wooda już trzeci raz. Wcześniej "grała" w "Night of the Ghouls", oraz "Plan 9 From Outer Space"). W tym filmie wszystko jest złe: aktorstwo to drewno, jakich mało, żałosne i nienaturalne, dialogi pisane na kolanie, a muzyka absolutnie nie pasuje do przedstawianych obrazów (choć jest typowa dla filmów Wooda).
Klapa, jakich mało, której budżet wyniósł 7000 dolarów, choć podejrzewam, że gdyby to było 7 milionów nic by go nie uratowało. Nic, więc dziwnego, że Wood wyreżyserował ten film pod innym nazwiskiem, John Miller - nawet on dostrzegał, jakiego koszmarka nakręcił. Nie widać w nim tej pasji, która cechowała jego wcześniejsze filmy. Trawiony chorobą alkoholową nakręcił tą żałosną szmirę jedynie po to, by zarobić (mniemam, że mu się nie udało). Tim Burton w filmie biograficznym "Ed Wood" nawet słowem nie wspomniał o Necromanii - i dobrze, lepiej go pamiętać za to za, co ludzie go kochają, nie za to, za co można nim pogardzać.