Tuż po koniec 2008 roku wysypało nam nowościami w świecie porno. Najważniejsze w tym wszystkim jest, że produkcje, o których mowa posiadają niezły budżet i zgrabnie bazują na znanych filmach. Mieliśmy udany sequel Pirates, znakomitego Horata, czas na Munsters.

Wpierw jednak cofnijmy się sporo w czasie. W latach 1964-1966 olbrzymią popularność zyskał serial The Munsters. Program ten był nawet nominowany do Złotego Globu w kategorii Najlepszy program telewizyjny. Swoją sławę zawdzięcza dwóm rzeczom. Po pierwsze świetna obsada i bardzo sympatyczne, kreowane przez nich postacie. Sympatyczne, a zarazem dziwne. Bo jak inaczej określić rodzinkę, w której pan domu jest Frankensteinem, jego żona i teść są wampirami, zaś ich synek jest wilkołakiem. Jedynym domownikiem należącym do człowieczej rasy jest siostrzenica Marylin.
Ta zwariowana, ale przesympatyczna rodzinka, mimo że są monstrami tworzą zgraną paczkę, która prowadzi ekscentryczny tryb życia. Drugi olbrzymi plus tego serialu to świetny humor, który potrafi rozbawić nawet największego ponuraka.
Po latach próbowano wskrzeszać niejednokrotnie tą produkcję, ale mimo wszystko do dnia dzisiejszego najlepsza pozostała oryginalna wersja. Może też wpływ na późniejsza niepowodzenia miał fakt, że popularność zyskała Rodzina Addamsów, która tak na dobrą sprawę niewiele się różni od Munsters. Dobra pora kończyć historyczne dzieje i przejść do filmu.
Fabuła This Ain't Munsters dzieje się w przededniu rocznicy małżeńskiej Hermana i Lily. Jubileusz jak najbardziej zacny, gdyż minęło im właśnie 2 000 lat od momentu, gdy są razem. Przygotowania idą pełna parą, Herman zaś szykuje dla swojej ukochanej niezwykły prezent. Gdy nadchodzi dzień rocznicy, zakochani wybierają się na romantyczny piknik na cmentarz gdzie pierwszy raz się spotkali. Lily już nie może doczekać się prezentu...

Po pierwsze po obejrzeniu tej produkcji byłem w szoku. To, co nie wyszło twórcom późniejszych seriali bazujących na Munsters udało się twórcom pornusa. Film posiadający całkiem niezły budżet oferuje znakomitą rozrywkę. Postacie są identyczne jak w oryginale, za co należy się szacunek dla charakteryzatorów. Znakomity dobór aktorów i aktorek wcielających się w poszczególne postacie.
Fabuła prezentuje się również nad wyraz okazale. Otóż mamy historyjkę rocznicy naszych bohaterów, zabawne dialogi z nią związane, a nawet sceny mające wpływ na późniejsze wydarzenia. We wszystko to, są z gracją wplecione sceny porno.
Jest ich kilka i prezentują się bardzo dobrze. Mamy, więc i 1 na 1, z częstymi zmianami pozycji i wykorzystaniem wszelakich mebli, trochę palcówek, trochę porządnego obciągania i w porządku spusty. Synek Eddie jako członek zespołu stricte rockowego miał okazję zaszaleć z dwoma panienkami. Mnie osobiście urzekły dwie sceny. Pierwsza to rewelacyjne rżnięcie w wykonaniu Jenny Haze na cmentarzu. Aktorka ta ma niezłe walory i co tu dużo mówić, rewelacyjnie się pieprzy. Jeśli dodamy do tego otoczkę cmentarza z grobami i jej wdzianko z łańcuszkami mamy pełen obraz jak powinno się kręcić porno.

Jest jednak coś, co mimo wszystko przebije nawet Jennę. Otóż nasz główny bohater Herman podczas pikniku każe zamknąć oczy swojej wybrance szykując prezent... gdy oblubienica otwiera oczka widzi przed sobą wielką pytę Hermana gotową do porządnego obciągania. Znakomita charakteryzacja znów daje znać o sobie - nic się nie zmazuje, a bohaterowie - monstra pieprzą się rewelacyjnie.
Ostatnia rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę jest ścieżka dźwiękowa. Rewelacyjny motyw przewodni plus skoczne żywiołowe dźwięki a także dodatkowe odgłosy znane z komedii i seriali protegują wrażenie. Jedyne, czego mi brakowało to brak analu, no i spusty są nieco słabe.
Nie zmienia to jednak w żadnym stopniu faktu, że to rewelacyjny pornus ze świetnym poczuciem humoru, który godnie naśladuje oryginalny Munsters. Dla każdego fana porno rzecz obowiązkowa.