Nie lubię Wielkanocy. Wiem, brzmi to dziwnie i nie po chrześcijańsku, ale taka jest prawda. Pamiętacie może kultową frazę z „Czasu Apokalipsy”: „I love the smell of napalm in the morning.”? Niemal identyczna scena rozgrywa się co roku w Wielką Sobotę. Proboszcz, ubrany w odświętne szaty, wychodzi na ambonę, nabiera powietrza w swoje płuca i cicho szepcze: „Kocham zapach jaj o poranku”. Are you kidding me? Nabiał i kiełbacha?! Dom Boży to nie jarmark. Gdyby było inaczej, to Jezus nie przeganiałby kupców handlujących pod świątynią. Bóg swoje, a katolik wie swoje. Drugą tradycją, jaka nieodłącznie kojarzy mi się z Wielkanocą, jest polewanie innych osób wodą. Uczciwie przyznaję, że to fajna zabawa dla najmłodszych, i sam wielokrotnie brałem w niej udział do czasu, kiedy dojrzałem i zacząłem strzelać z własnej pukawki. Pomijając fakt, że jest to obrzęd czysto pogański (polewanie wodą), to nasi milusińscy mają przednią zabawę. I jak tu teraz wytłumaczyć mojej protestanckiej towarzyszce życia nasze wielkanocne tradycje, skoro mnie samemu trudno je zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować?
Święta bądź dni wolne od pracy (jak kto woli!) już niebawem, więc spieszymy z kolejną aktualizacją. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, tym razem wzięliśmy pod lupę wyłącznie produkcje z 2014 roku. Motywem przewodnim aż czterech z nich jest romans mężczyzny z piękną niewiastą.
„Haunted Hearts” oraz
„Laws of Love” wchodzą w skład serii, o których już na pewno wielokrotnie słyszeliście. „Romance” (New Sensations) i „Wicked Passions” (Wicked Pictures) liczą sobie już kilkanaście odsłon i cieszą się ogromną popularnością. Z nowymi tytułami powinno być podobnie - „Laws of Love” to porcja romantycznej rozrywki dla par, „Haunted Hearts” zaś łączy historię miłosną z opowieściami o duchach (nie ma to jak lekki dreszczyk niepokoju). W
„At First Sight” piękna
Kaylani Lei usilnie poszukuje mężczyzny swojego życia (tak, wiem, że każdy z Was zrobiłby dla niej wszystko), a w
„Crime of Passion” dowiecie się, że nie ma nic gorszego od fatalnego zauroczenia. Nie każdy romans kończy się happy endem. Na sam koniec zostawiliśmy niespodziankę wyprodukowaną przez studio Digital Playground – serial
„Crave”. Lubicie czekać na kolejny odcinek z Waszymi ulubieńcami? Bez względu na Wasze sympatie bądź antypatie wobec takiej formy rozrywki, „Crave” nie do końca sprostał naszym oczekiwaniom. Multum namiętnych ślicznotek to trochę za mało, żeby poświęcić aż 250 minut swojego życia... chyba że w Wielkanoc nie będziecie mieć nic lepszego do roboty.
Odcinając się od naszych własnych poglądów, życzymy Wam uczciwie i z całego serca: Zdrowych i Spokojnych Świąt w rodzinnym gronie!
