Joe D'Amato jest dla pornografii filmowej tym, kim jest Martin Scorsese dla mainstream'u, kim był Alfred Hitchcock dla horroru, czy Verner von Braun dla aeronautyki... Oczywiście przesadzam, zdania na temat D'Amato są podzielone. Jedni uważają go za ikonę kina dla dorosłych, inni za kogoś na kształt twórców spaghetti westernu. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, choć ja się przyznam, że nie zawiodłem się na ani jednym tytule z jego twórczości.
„120 Giornate di Sodoma” (znany także jako „Anal palace”) to bardzo luźna adaptacja wydanej pod tym samym tytułem powieści Markiza de Sade. Akcja toczy się w okresie rewolucji francuskiej wokół osoby Markiza de Sade - w tej roli wystąpił
Mark Davis, jedno z głośniejszych nazwisk kina amerykańskiego. Opowiada on młodej służącej o imieniu Martine historię trwającej 120 dni orgii, w której wziął niedawno udział (jako ciekawostkę podam, że de Sade naprawdę wziął udział w takim wydarzeniu, które posłużyło za kanwę do napisania jego najsłynniejszej książki).
Jako gorący zwolennik i propagator libertynizmu (nie na darmo w oryginalnym tytule występuje zwrot "L'École du libertinage") nie zważając na rosnące niezadowolenie na ulicach miast francuskich Markiz wraz z gronem przyjaciół oddaje się niekończącym się uciechom cielesnym.
Orgie, seks analny, oralny, podwójne penetracje. Żadne zachowanie nie jest zbyt perwersyjne, aby go nie spróbować. Wszystko co tylko przyjdzie do głowy niemoralnym arystokratom, jest wcielane w życie przy pomocy piekielnie seksownych pań dworu z otoczenia Ludwika XIV, którym przewodzi żona Markiza, Aline.
Na film składają się cztery historie opisujące kolejne dni orgii oraz kończąca film scena uwiedzenia przez Markiza jego młodej słuchaczki. Nie są one ze sobą w jakiś szczególny sposób powiązane, ale taka jest też narracja oryginału, więc nie ma co narzekać na fabułę. Bardzo mocną stroną jest obsada oraz scenografia i kostiumy. Dwie supergwiazdy tamtego okresu -
Deborah Wells (wcielająca się w postać Aline) oraz
Anita Blond wspierane przez początkującą, ale w niczym nie ustępującą starszym stażem koleżankom
Kelly Trump, ubrane w stroje z epoki (białe pończochy i fikuśne peruki) i oddające się miłośnym uciechom w stylowych wnętrzach, pozostawiają na widzu niezapomniane wrażenie. Na tle obsady warto wyróżnić także
Seana Michaelsa - aktora, który mógłby grać w filmach płaszcza i szpady wyposażony przez rekwizytora jedynie w płaszcz. Całości zaś dopełnia dobrze dobrana, choć na dłuższą metę ciut monotonna muzyka.
Czysto subiektywnie rzecz ujmując dzieło to jest jedną z jaśniejszych gwiazdek w twórczości
Joe D'Amato. Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić czemu, bo na taką opinię składa się dużo drobnych rzeczy. Nieco 'zmiękczona' praca kamery, która świetnie komponuje się z tematem filmu, bardzo dobrze dobrane zbliżenia, doskonała gra aktorska, sama tematyka. Wszystko to zostało po mistrzowsku złożone w całość przez reżysera. Nieczęsto się zdarza, że oglądając jakiś film mam wrażenie jakbym osobiście stał na planie filmowym za kamerą, a tak jest właśnie w tym przypadku. Sugestywność i plastyczność najlepiej określają moje wrażenia z seansu.