Nakrycie ukochanej osoby na zdradzie to cios prosto w serce. W wielu przypadkach jest to równoznaczne z natychmiastowym rozstaniem, ale nie wszyscy decydują się na tak drastyczny i definitywny krok. W dotkliwie zranionych sercach tli się bowiem nadzieja, że był to jeden występek, który już nigdy więcej się nie powtórzy. Nadzieja matką głupich.
To miała być kolejna rutynowa wizyta u lekarza. Czasem ogarnia mnie lekki niepokój, ale tym razem nie było żadnych podstaw do obaw. Czułam się wyśmienicie! Spróbujcie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy lekarz postawił diagnozę. „Ma pani rzeżączkę” - te słowa brzmiały jak wyrok. Od dziesięciu lat jestem mężatką i uprawiam seks z jednym facetem...
Podobny szok, jak główna bohaterka filmu „Lady Dynamite”, przeżyło wiele kobiet. To z ust lekarza dowiadywały się, że partner nie tylko je zdradza, ale na dodatek rozsiewa jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową. Co robi więc nasza strapiona pacjentka? Otóż zamiast zadbać o zdrowie... rzuca się w wir przygód seksualnych (ktoś chętny na rzeżączkę?!).
Fani pornografii często przymykają oko nawet na najbardziej idiotyczne scenariusze, ale w zamian oczekują dużej porcji intensywnych igraszek miłosnych. W „Lady Dynamite” zabrakło również tego. Wszystkie sceny łóżkowe dłużą się niemiłosiernie, a fatalny montaż i beznadziejna ścieżka dźwiękowa sprawiają, że seans przypomina prawdziwą katorgę.
„Lady Dynamite” to kolejna mocno nieudana produkcja w dorobku
Carlosa Tobaliny. Nawet zatrudnienie rudowłosego kociaka
Colleen Brennan (fantastyczne piersi!) i uroczej
Laury Lazare (pamiętna recepcjonistka z
„Purely Physical”) nie uratowały filmu od kompletnego fiaska. Widzowie nie nabawią się wprawdzie kiły czy rzeżączki, ale usną z nudów.