Na planie hollywoodzkich superprodukcji aż roi się od makijażystów, wizażystów czy stylistów. Każda aktorka chce wyglądać jak najlepiej, a sztab specjalistów ma jej w tym wydatnie pomóc. W branży pornograficznej na takie luksusy stać nielicznych. W przypadku większości filmów nad dbałością o aparycję aktorów czuwa jedna osoba, która posiada podstawowe umiejętności wizażu. Przypudrować nosek, ułożyć fryzurę – efekty owej pracy są zgoła odmienne.
Witajcie w wieczornym talk-show. Urocze prowadzące -
Mai Lin i
Suzanne French – mają dla widzów zgromadzonych przed odbiornikami TV wspaniałą niespodziankę. Dziś gośćmi programu będą żywe ikony filmów dla dorosłych –
John Holmes i
Jamie Gillis. W studiu pojawi się także prezydent International Male Watchers' Society, Maggie Miller (
Kitty Shane). Zapowiada się ekscytująca debata na temat seksu, kobiecych i męskich fantazji, ale nie tylko...
Aktorzy występujący w filmach pornograficznych słusznie mogą uchodzić za prawdziwych ekspertów od miłości oralnej, lecz oratorstwo nigdy nie było ich silną domeną. Trudno się zresztą dziwić – nigdy od
Johna Holmesa czy
Jamiego Gillisa nikt nie wymagał, aby popisywali się intelektem i krasomówstwem. Zdjąć spodnie i przystąpić do igraszek – za to im płacono, i na tym znali się najlepiej.
Mai Lin w roli gospodarza programu wypada równie nieprzekonująco.
John Holmes,
Jamie Gillis,
Mai Lin,
Serena i
Juliet Anderson – w obsadzie nie brakuje wielkich gwiazd pornografii, ale figle z ich udziałem... zanudzą widzów na śmierć.
Serena wygląda na odurzoną narkotykami,
Juliet Anderson ma na głowie perukę, która postarza ją o dwadzieścia lat; podobnie zresztą wygląda sytuacja z
Brooke West – w blond peruce przypomina sławną
Linę Romay (muza
Jesusa Franco, która w latach 80-tych utyła i zatraciła cały swój seksapil).
Miał być ognisty żar miłosny w wykonaniu ponętnych kociaków, a tymczasem na odrobinę ciepłych słów zasłużyły wyłącznie dwie, kompletnie anonimowe aktorki. Pierwsza z nich uwodzi
Erica Steina (
Eric wciela się w postać kupca, który zamiast pieniędzy oferuje własne ciało), natomiast drugą diablicą jest intrygująca brunetka (podczas figli z
Jonem Martinem pieści dość agresywnie – chwilami wręcz podgryzając – własne, wyjątkowo duże i apetyczne, piersi).
„Undulations” to kompletnie nieudana produkcja. Widać jak na dłoni, że reżyser nie miał tak naprawdę pomysłu na scenariusz; liczył, że magia kilku słynnych nazwisk stanowi wystarczającą zachętę do sięgnięcia po film. Szkopuł w tym, że
Holmes,
Serena czy
Gillis mają na koncie kilkadziesiąt absolutnie rewelacyjnych ról, które można śmiało oglądać po wielokroć. O „Undulations” warto pamiętać wyłącznie wtedy, gdy doskwiera nam bezsenność.