Atmosfera jak co dnia - krzyki, śmiechy i pijacki bełkot. Podchmielona klientela ma już mocno w czubie, ale wieczór dopiero się rozpoczyna. Gęsty dym z papierosów szczelnie wypełnia niemal całe pomieszczenie, lecz roześmiane towarzystwo zupełnie nie zwraca na to uwagi. Przy stolikach siedzą dziwki, złodzieje i drobni szubrawcy. Nagle tumult cichnie, a wszystkie oczy zerkają w stronę tajemniczej brunetki o piekielnie kuszących kształtach...
Obskurny bar to nie miejsce dla takiej ślicznotki. Monique doskonale o tym wie, ale nie znalazła się tu bez powodu. Jej stopa pewnie nigdy nie przekroczyłaby progu tej speluny, gdy nie bydlę, zwane pieszczotliwie jej mężem. Skurwiel nie żyje, a Monique nadal nie może zaznać ulgi. Ten degenerat, ten zaślepiony, narcystyczny gnój nawet gnijąc w ziemi, potrafi zajść za skórę świeżo owdowiałej kobiecie. Chcesz majątku – będziesz musiała go sobie wyszarpać!
Bycie żoną milionera ma swoje plusy, zwłaszcza jeśli kochany małżonek szybko opuści ziemski padół. Monique była przekonana, że właśnie zobaczyła światełko w tunelu (nomen omen, jej były mąż też je dostrzegł), i od tej chwili jej życie stanie się sielanką. Nic z tych rzeczy! Aby Monique otrzymała należny jej majątek, musi wypełnić ostatnią wolę zmarłego. Testament zawiera zbiór instrukcji, do których musi się stosować piękna beneficjentka.
Scenariusz „Soft Places” jest ściśle powiązany ze scenami łóżkowymi. Monique (
Annette Haven) jest kobietą niezwykle atrakcyjną, ale jej zmarły mąż uważał ją za zbyt oziębłą. To była jedna z głównych przyczyn, dla których ich małżeństwo przeżywało kryzys. Zgodnie z wolą małżonka, od tej chwili Monique zacznie czerpać przyjemność z uprawiania seksu, nad czym będzie czuwał zaufany adwokat i bliski przyjaciel denata, Marshall (
Paul Thomas).
Mocno niespieszne, wręcz ślamazarne tempo akcji to cecha charakterystyczna właściwie każdej produkcji, jaką wyreżyserowała Joanna Williams. Styl ten nie przypadnie do gustu mężczyznom, ale płeć piękna wcale nie musi poczuć się rozczarowana. Obraz w dużej mierze przypomina kino erotyczne – nastrojowa ścieżka dźwiękowa, ogromna dawka zmysłowości i delikatności... Scen penetracji nie brakuje, ale więcej uwagi poświęcono samej...
... masturbacji. Monique pieści swoje ciało we własnym mieszkaniu, podczas jazdy taksówką, a nawet w przebieralni, będąc na zakupach w butiku. Odrobinę ożywienia wprowadza jedynie wizyta w salonie masażu, gdzie na
Annette Haven czeka azjatycka piękność -
China Leigh. Scena les, igraszki heteroseksualne, a dla widzów złaknionych niepowtarzalnych doznań czeka... radosny transseksualista (wrażliwym odbiorcom grozi natychmiastowy zawał!).
Z jednej strony kameralna atmosfera, a z drugiej ogromna dawka psychodelii. Zwłaszcza fellatio (surrealistyczna sekwencja) w wykonaniu Haven jest wzorowane na kadrach z kultowego filmu
„Behind the Green Door”. Także ścieżka muzyczna, pełna utworów z pogranicza acid rocka, nadaje produkcji absolutnie niepowtarzalnego klimatu. Twórczyni zrezygnowała za to całkowicie z motywów hippisowskich, silnie wyczuwalnych w
„Little Girls Blue”.
Joanna Williams nie zapisała się złotymi zgłoskami w historii pornografii filmowej. Wspomniany powyżej „Little Girls Blue” niby uchodzi za dzieło kultowe, ale ciężko jednoznacznie określić do jakiej grupy osób skierowana jest ta produkcja. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku „Soft Places”. Młodsza część publiki błyskawicznie uśnie, a starsi widzowie mogą, ale wcale nie muszą zanurzyć się w ten psychodeliczny, surrealny nastrój.