„Co ja właściwie wiem o zombie?” Zadałem sobie to pytanie, kiedy zabierałem się do recenzji halołinowej. Przyznam, że nie jestem znawcą horrorów, a tych z martwiakami wstającymi z grobów to już w ogóle. O poradę poprosiłem ciocię Wikipedię i ze skromnych informacji na ten temat wywnioskowałem, że George Romero nieźle namieszał w kwestii wizerunku zombich. Z jednej strony jego słynny horror z lat 60-tych „Noc żywych trupów”, przyczynił się do ogromnej popularyzacji tych chodzących niczym skacowany żul umarlaków. Dziś nie ma ludzi, którzy nie znają słowa „zombi” i nie mieli z nimi do czynienia (nie w bezpośredniej konfrontacji na szczęście) choć raz w książkach, komiksach, filmach, grach komputerowych. Z drugiej strony, zombie według wizji Romero są przedstawiani niezwykle prostacko: wychodzą z grobów i z niewiadomych powodów czują głód, który muszą zaspokajać, jedząc żywych ludzi. Tymczasem, zanim pojawił się wyżej wspomniany film, zombie byli kojarzeni z kultem voodoo. Kapłani tego kultu przywracali do życia niedawno pogrzebanych ludzi, a następnie wykorzystywali ich jako sługi do spełniania swych poleceń. Dziś naukowcy twierdzą, że czarownicy zwyczajnie wykorzystywali tzw. śmierć kliniczną, czasem wywołaną różnymi specyfikami (pamiętacie śmierć Julii z romansu Shakespeare’a?), aby przekonać ogłupiałych tubylców, że mają moc uzdrawiania i wskrzeszania. A może to naprawdę była magia?
Ale dość o tym, miało być o filmie.
Tommy Pistol od lat znany, jako aktor porno, postanowił spróbować sił jako reżyser. I postanowił, że będzie to właśnie połączenie tego, co tygrysy lubią najbardziej: sex&gore. W jego filmie zombiaki nie odbiegają zbytnio od tych kojarzonych we współczesnej popkulturze, za to ich genealogia jest przedstawiona w dość ciekawy sposób. Nie są to już ledwo ostygłe zwłoki z cmentarza. To ludzie, którzy wskutek zażywania pigułek przeciw otyłości, zaczęli w ekspresowym tempie tracić masę ciała i oszaleli od tego, stając się wiecznie głodnymi, na wpół żywymi trupami. I właśnie te na wpół żywe trupy wskutek epidemii z czasem doprowadziły do apokalipsy i wyludnienia miast. Przetrwali nieliczni, wśród nich Bonnie (
Bonnie Rotten) i Dr. Life (
Mark Wood), którzy próbują oczyścić świat z zakażonych medykamentem potworów i pozyskać nasienie od zdrowego człowieka, by zaludnić miasta na nowo.
W roli głównej
Pistol postanowił obsadzić
Bonnie Rotten, aktorkę świeżą, ale już obytą w pornobiznesie. Jak się sprawdza nasza „zgniła” Bonnie? Moim zdaniem znakomicie, laska wręcz tryska entuzjazmem (i nie tylko nim...). Jej pierdolenie to czysta maestria, o ile nie jesteście przeciwnikami dziewczyn z tatuażami, bo tylko takie tu są, możecie być spokojni o poziom scen łóżkowych. Są dość długie, intensywne, pełne soczystych blowjobów, szczególnie dobrze wypada tu Bonnie i
Asphyxia. Jak wspomniałem, Pistol obsadził film dziewczynami, które są mocno wydziarane, więc jest to raczej film dla zwolenników Suicide Girls, tatuaży, piercingu i wszelkiego Rock&Rolla. Blondyn z wielkimi cycami tu brak (pewno już skonsumowane przez wiadomo kogo). I kondomów też, co jest bardzo logiczne.
Na pochwałę zasługuje dobra scenografia: jest klub, gdzie odbywają się walki z zombiakami w klatce za forsę, domowe zacisze, gabinet lekarski z kozetką, krucyfiksem i obrazem Jezusa. Stroje też są dobrze dobrane, muzyka nie przeszkadza podczas ruchania. Generalnie daje się wyczuć ten klimat wyludnienia miasta, postindustrialnej apokalipsy i wyobcowania.
Nachwaliłem film, a teraz muszę trochę zjebać. A jest co – seksu analnego tu nie uświadczycie, podobnie jak seksu grupowego. A szkoda, liczyłem na coś soczystego, szczególnie z udziałem Bonnie. Nie wchodzi mi też scena ruchanka z udziałem zombiaczki,
Annie Cruz. Przyznam, że to głównie dla niej obejrzałem film, bo liczyłem, że jak zwykle pokaże co potrafi. A tu trudno się skupić na... no, wiecie czym, kiedy widzi się ten zgniły, krwawy syf na jej twarzy. Reszta ciała na szczęście została oszczędzona od charakteryzacji.
Żeby nie pisać po próżnicy, przyznaję, że film mi się spodobał. Nie wyznacza nowego kierunku w robieniu zombie porno, ale na pewno wart jest postawienia na półce obok
„Evil Head” i
„Night of the giving head”.
A ja tymczasem żegnam Państwa i idę łyknąć swoje tabletki na zrzucenie wagi.
Móóóóóóóóóóóózg!!!