Większość filmów poruszających tematykę BDSM lub/oraz fetyszyzmu, nie sposób polecić parze, która zamierza urządzić sobie erotyczny seans filmowy. Obskurne piwnice, obmierzłe sale tortur i przykute łańcuchami postacie w półmroku, smagane bez ustanku biczem, zachwycą masochistów, lecz dla zwyczajnych widzów – okażą się raczej mało atrakcyjne. Na szczęście istnieją produkcje, gdzie najskrytsze ludzkie pragnienia, są spełniane w iście luksusowych warunkach.
Steven St. Croix i Codi Carmichael wcielają się w rolę małżeństwa, które szuka nowych bodźców seksualnych. Oboje są szaleńczo w sobie zakochani, lecz do pełni szczęścia brakuje im spełnienia swoich erotycznych fantazji, do których boją się przyznać. Pomóc im w tej sytuacji może jedynie wizyta w ekskluzywnej rezydencji (tytułowa "Fetish Mansion"), gdzie ich najskrytsze zachcianki nikogo nie dziwią, a małżonkowie mogą się wyzbyć własnych zahamowań.
Nie da się ukryć, że prace nad scenariuszem nie trwały zbyt długo. Podobnych, równie banalnych historyjek było bez liku, ale czasem ta prostota ma swój urok. Tak jest również i tym razem. Film pozbawiony jest większych przestojów, aktorzy ochoczo zrzucają z siebie ciuszki, a w dialogach próżno szukać głębokich przemyśleń dotyczących ludzkiej natury. Produkcja jest rozrywkowa, a nawet i pod kilkoma względami mocno romantyczna, co zadowoli większość par.
W "Fetish Mansion" zrezygnowano całkiem z sadomasochizmu, ale pojawiają się inne elementy BDSM. Sztandarowym przykładem jest tutaj ponyplay – seksualna zabawa, w której blondwłosa Tanya James wciela się w rolę kucyka, wypełniając rozkazy Tommy'ego Gunna. Oprócz animal roleplay nie mogło zabraknąć także scen związanych z dominacją i uległością. Aiden Starr jako mistress wypada dość przekonująco, choć nie znęca się nad Stevenem St. Croixem.
Magnum opus filmu stanowi ostatnia scena, ze śliczną Codi Carmichael i Stevenem St. Croixem. Codi daje się wpierw związać, a następnie wyczekuje zabaw, jakie przygotował dla niej Steven. Począwszy od zimnej kostki lodu wędrującej po rozgrzanym ciele, poprzez delikatne uderzenia pejczem w wewnętrzną stronę ud, podniecenie Carmichael wzrasta z każdą chwilą, a kulminacją jest namiętny, pełen pasji i zaangażowania, stosunek seksualny ze Stevenem.
Urocza Codi Carmichael powinna przypaść do gustu wszystkim mężczyznom, ale w obsadzie są również kobiety, które zainteresują tylko część odbiorców. Uściślając – widzowie, którzy kochają pokaźnych rozmiarów biusty – rzecz jasna sztuczne – będą zachwyceni, a fani naturalnych kobiet bez interwencji – i to takiej mocno widocznej – chirurga plastycznego, rozczarowani czy wręcz zdegustowani (nadmiar silikonu, botoksu, zbyt częste wizyty w solarium...).
"Fetish Mansion" ma wiele wad i równie wiele zalet. Główną ideą filmu jest zwrócenie uwagi na fantazje seksualne, jakie rodzą się w naszych głowach, a którymi boimy się podzielić z naszym partnerem, w obawie, że uzna nas za zboczeńca. Zamiast szukać bajkowej rezydencji, spełniającej wszystkie marzenia, czasem wystarczy zwyczajna rozmowa, bądź przejęcie inicjatywy w sypialni połączone z prezentacją własnych, kreatywnych pomysłów – często niezwykle wyuzdanych.