Są takie filmy, które już w chwili wydania stają się klasykami. Alain Payet miał w swoim dorobku wiele dzieł, które z miejsca zyskały rozgłos, uznanie krytyków i uwielbienie wśród fanów ostrej erotyki. Chyba każdy wielbiciel wytwórni Marca Dorcela zna takie tytuły jak: "L'Enjeu Du Desir" z Nikki Andersson, czy opisywany "Labirynt" z moją ukochaną Laure Sainclair. Ten ostatni pokazał Payeta jako twórcę nieszablonowego, potrafiącego małymi środkami stworzyć coś naprawdę pięknego i nietuzinkowego. Filmy porno to niskobudżetowe produkcje, ale czy przez to gorsze? Śmiem twierdzić, że niektóre z nich (w tym także "Labirynt") biją na głowę większość mainstreamowych hitów kinowych, w które wpakowano kupę kasy, jednak nie ma w nich serca.
Niniejsze dzieło rozpoczyna melodia kojarząca się po trosze z filmami historycznymi, których akcja osadzona jest w osiemnastym wieku. Wielka limuzyna jedzie drogą, którą otacza las. Po chwili samochód się psuje, kierowca wysiadając informuje pasażerkę (w tej roli Laure Sainclair), że idzie poszukać serwisu naprawczego. Dziewczyna po chwili wychodzi z auta i udaje się na wycieczkę do lasu. Po krótkiej chwili trafia na starą szopę. Wchodząc do niej odkrywa, że jest to magiczne miejsce, z którego nie ma wyjścia. Jej oczom ukazuje się postać karła trzymającego w ręku pęk kluczy. Karzeł śmiejąc się od ucha do ucha oznajmia dziewczynie, że to on ma klucze, które pomogą jej się wydostać z tego niezwykłego miejsca. Od tej pory bohaterka będzie szukać małego skrzata, przy okazji poznając zwyczaje ludzi zamieszkujących ten dziwny świat i przeżywając raz za razem kolejne erotyczne przygody.
"Labyrinthe" to film, który na każdym kroku mieni się innym kolorem. Scenerie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Naszym oczom ukazują się mroczne sale, pokoje, a wszystko to ułożone jest tak, żeby przypominało labirynt, z którego wydostanie się jest niemal niemożliwe. Tak więc widzimy harem należący do Roberta Malone'a, potem przenosimy się do wielkiej ciemnej bajkowej sali, w której to Laure Sainclair będzie testowana przez dwóch ogierów. Jest też scena, gdzie Laure staje się świadkiem erotycznej licytacji, której przewodzi Albain Ceray. Następnie wchodząc do jednej z sal natrafia na bandę obleśnych starców, przed którymi będzie zmuszona się masturbować. Jak widać film jest przebogaty i ma znacznie więcej niespodzianek niż napisałem.
Jedną z największych zalet filmu jest jego surrealistyczny klimat, przypominający "Delires Obscenes", czy niewiele słabszy "La Marionnette". Na słowa uznania zasługuje Laure Sainclair, która po raz kolejny pokazuje swój wielki talent. Scenka w której Philippe Soine (grający w "Labiryncie" mściwego księdza, próbującego dopaść Laure) mówi pod jej adresem z wielką nienawiścią wulgaryzmy, a Laure z dumnym spojrzeniem spoglądając na niego mówi "Nie boję się!", należy do jednych z moich ulubionych fragmentów tego filmu. Pozostała część obsady to cała śmietanka europejskiej mocnej erotyki. Silvia Saint jako niewierna żona, karzeł (Thomas Santini), który miał szczęście pojawiając się w samych klasykach porno, czy też Roberto Malone jako rozpustny właściciel Haremu. Ale wszyscy oni są tylko tłem, pod grającą pierwsze skrzypce Laure Sainclair.
Seks to pierwsza liga. Natomiast scenka, w której Laure jest obracana przez dwóch panów, należy do najlepszych jakie oglądałem. Warto zwrócić uwagę na pozycje w jakich jest brana nasza bohaterka, zaiste jest to pomysłowe - brawa dla Payeta za wyobraźnie. Reszta scen nie jest może na tak wysokim poziomie jak ta opisana, ale zdecydowanie wstydu nie przynoszą. Większość prezentuje poziom ponad przeciętną.
Jest jeszcze coś o czym muszę wspomnieć, a mianowicie humor i dystans z jakim Alain Payet podszedł do tego filmu. Widz ma uczucie całkowitego relaksu, mimo że nie jest to produkcja stricte komediowa. Sam pomysł na scenariusz jest jednym z najciekawszych w świecie porno. Alain Payet po raz kolejny odpowiedzialny za skrypt, za który został nagrodzony właśnie w tej kategorii na jednym ze sztandarowych festiwali europejskich.
Przypomniały mi się produkcje Full Moon Entertainment, wytwórni specjalizującej się w horrorach klasy B. Tak sobie myślę, że gdyby Payet żył oraz tworzył kino nieerotyczne, to powstałoby coś na kształt Full Moon.... czyli prosto, klimatycznie i z wielkimi jajami. Tego jestem pewien! "Labirynt" ma obecnie status filmu kultowego. Dla mnie jest jednym z najbardziej niezwykłych filmów w historii. Na koniec dodam, że to nie jedyna taka perełka w jego dorobku. Ten wybitny reżyser miał ich znacznie więcej. Szczerze polecam zapoznanie się z jego twórczością, która choć wspaniała, to należy ją traktować wybiórczo.