Kiedy kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że studio Hustler ma zamiar nakręcić porno parodię "Avatara" wywołało to nie lada szum w pornoświatku. "Avatar" jest jedną z najbardziej dochodowych produkcji wszechczasów. Do tej pory zarobił ponad 2,5 miliarda dolarów przy budżecie wynoszącym 237 milionów $. Zapoczątkował bum na filmy 3D w mainstreamowym kinie i ma miliony fanów na całym świecie.
Sukces "Avatara" to jednak nie zasługa innowacyjnej fabuły, choć trzeba przyznać, że opowieść snuta przez Jamesa Camerona to epicka historia o miłości, która może przełamać nawet bariery gatunkowe, a zarazem ukazuje fakt, iż człowiek cywilizowany może być większym dzikusem niż mieszkaniec dziewiczej dżungli. Prócz tego to niezłe kino akcji, w którym sporo się dzieje. To, co sprawiło, że "Avatar" jest obrazem zniewalającym to wspaniały świat, który sprawia wrażenie prawdziwego życia, jakby na prawdę istniał. Dopracowana wizualnie, kolorowa, różnorodna i dzika fauna i flora planety Pandora ukazana dodatkowo w zniewalającej technice 3D zapierała dech. Czy firmie Hustler udało się, choć w małym stopniu uszczknąć sukcesu pierwowzoru?
Fabuła w tym filmie jest szczątkowa. Nie ma z resztą, co się dziwić; wszak film trwa niewiele ponad 2 godziny, z czego 3/4 to sceny seksu. Scenarzyści postanowili ukazać tylko kilka kopii scen z oryginału nie specjalnie siląc się na jakąś ciągłość fabularną. Z góry założyli, iż każdy widział "Avatara" i każdy będzie wiedział, o co chodzi. Mamy, więc sceny, w której Jake nagrywa swój video-dziennik, odprawa marines prowadzona przez pułkownika Milesa, kilka scen w laboratorium, oraz oczywiście sceny na w dżungli Pandory z Na'vi. Niestety, jeśli ktoś nie widział oryginału ni w ząb nie będzie wiedział, o co tu chodzi. Brak fabuły to najpoważniejsza wada tej produkcji.
A jak ma się wykonanie? Ano różnie. Sceny laboratoryjne, czy sceny w bazie trącą kiczem. Scenografie są biedne, wykonane z desek i tektury, a komputery i aparatura przypomina te z produkcji science fiction lat 50tych. O wiele, wiele lepiej wypadają natomiast lasy Pandory. Kolorowe, pstrokate, tropikalne. Niestety sceny w nich prezentowane są statyczne, więc zapomnijcie o pogoniach po dżungli, czy epickich walkach. Na plus wychodzi także charakteryzacja rdzennych mieszkańców planety, Na'vi. Ciała pomalowane aerografami na niebiesko poprzetykane jaśniejszymi, fluorescencyjnymi paskami, spiczaste uszy, oraz ubrania i biżuteria wykonane z tego, co dała dżungla sprawia, że wygląda to całkiem realistycznie.
Aktorzy prezentują się przyzwoicie. Niestety widać, że to aktorzy porno, a nie profesjonaliści i miejscami tak bardzo chcą potrafić grać, tak bardzo pragną odtworzyć postaci z filmu Camerona, że aż... widza oblewają zimne poty, a dreszcz przechodzi po plecach (zahaczając o okolice kakaowego oka). Zobaczymy Chrisa Johnsona jako Jake'a, którego gra ani mnie nie grzała, ani ziębiła, całkiem niezłego Evana Stone'a w roli pułkownika Milesa Quaritcha, i mimo, że jest mniejszy o połowę od pana Stephena Langa to z facjaty (dodatkowo przyprawionej bliznami po pazurach) wypada całkiem przekonująco (choć zbyt dużo do grania nie ma). Z żeńskiej części obsady najkorzystniej wypadła Nikki Hunter jako naukowiec Grace, całkiem podobna do Sigourney Weaver, a niebieska dziewczyna Jake to czarnulka Misty Stone.
Sceny porno trzymają raczej jednakowy, muszę przyznać, że średni poziom. W pierwszej scenie dostajemy Evana Stone'a zabawiającego się z jedną z marines (kopia pilotki granej przez Michelle Rodriguez). Nic, czego byśmy nie widzieli już dziesiątki razy z tym panem (przynajmniej jest anal). Jednak kolejna akcja jest tym, na co wszyscy czekali, czyli seks pomiędzy Na'vi, a dokładniej avatarami Grace i jej pomocnika Norma. Fani oryginału zapewne docenią tą scenę, dla mnie to jednak za mało, ot blowjob i seks w 3 pozycjach. Aktorzy nie mogą dać z siebie wszystkiego, bo charakteryzacja nie pozwala. Zdecydowanie lepiej wypada Grace, która nie mogąc dobudzić Jake'a postanawia mu zrobić loda... Opus Magnum produkcji to avatar Jake'a i wybranka jego serca. Scena może niezbyt intensywna, hardcorowa, czy wymyślna (znów charakteryzacja nie pozwala rozwinąć skrzydeł), ale bardzo ładnie sfilmowana i komponująca się w skąpanej w półmroku dżungli Pandory (a właściwie Panwhory). W zakończeniu otrzymujemy kilkuosobową, międzygatunkową orgię.
Był olbrzymi potencjał, niestety niewykorzystany. Hustlera zgubiło to, iż miast w tym roku skupić się na parodii "Avatara" zrealizował jeszcze kilka innych przeróbek i za mało pieniędzy poszło na tą produkcję. Gdyby zrobić lepsze dekoracje, dodać więcej fabuły i nieco scen akcji wyszedłby jeden z najbardziej kasowych pornosów. A tak dostajemy poprawną produkcję, która jednak pozostawia niedosyt. Jednak znając fanów oryginału i tak "This Ain't Avatar XXX" stanie się hitem i zgarnie niejedną nagrodę.
Trailer:
Podobne filmy:
Dodaj komentarz:
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz
"Avatar" uważany jest przez wielu za kamień milowy w kinematografii, toteż parodia Hustlera z góry skazana była na niepowodzenie. O ile charakteryzacja wypadła całkiem dobrze jak na film porno, to nie wystarczy ona by ukryć niski budżet. Ale nawet mając do dyspozycji grubą kasę ciężko byłoby twórcom doścignąć oryginał.
Porno Online 2007-2022
Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości opracowań i wykorzystywania ich w publikacjach bez zgody twórców strony pod rygorem wszczęcia postępowania karnego.