Cztery lata musieli czekać wielbiciele talentu Marilyn Chambers, aby ta ponownie wcieliła się w postać Sandry Chase. Powtórzyć sukces "Insatiable", to bez wątpienia główna idea, jaka przyświecała twórcom sequelu. Także i tym razem zadbano o kilka głośnych nazwisk, na czele z Juliet Anderson i Jamiem Gillisem, a na stołku reżysera zasiadł Stu Segall. Pomimo usilnych starań, nie udało się jednak oczarować widzów, tak jak to miało miejsce w przypadku pierwowzoru. Co jest tego przyczyną? O tym, dowiecie się czytając niniejszą recenzję...
Upłynęło kilka lat, ale w życiu Sandry Chase próżno doszukiwać się jakichkolwiek zmian. Ta dziedziczka bajecznej fortuny, z pewnością nie zamierza się ustatkować, a tym bardziej zrezygnować z iście bezpruderyjnego stylu życia. I choć zabrzmi to, co najmniej dziwnie, nawet Sandra odczuwa momentami znużenie. Z pewnością fakt, że stać ją na wszystko, a kolejni kochankowie są na wyciągnięcie dłoni sprawa, że Sandra stale musi szukać sobie nowych, emocjonujących wyzwań. Ku jej ogromnej uciesze, co jakiś czas jej fantazje mają szansę ulec urzeczywistnieniu, a los stawia na jej drodze kogoś wyjątkowego. Tym razem tym kimś jest kobieta, a dokładniej rzecz biorąc znakomita dziennikarka - Morgan Templeton. Starcie tych dwóch, jakże odmiennie patrzących na świat kobiet, wywołuje lawinę intrygujących sytuacji, z których obie mogą czerpać masę korzyści jak i przyjemności. Czy Morgan pójdzie śladami Sandry i wyzwoli w sobie prawdziwą boginię seksu?
Pierwszy kwadrans filmu jest z pewnością sporym zaskoczeniem dla osób, które znają pierwowzór. Duża ilość dialogów, całkiem przekonywujące aktorstwo, a przede wszystkim zaprezentowane rozwiązania fabularne zdają się zapowiadać, że oto tym razem doczekaliśmy się bardziej złożonej historii, a scenariusz nie będzie już tylko stanowił tła wydarzeń. Jak bardzo jest to mylne stwierdzenie, przekonujemy się niemal równie szybko. Osobiście nie mam jednak za złe twórcom, że potraktowali fabułę, jako jedynie dodatek do wyśmienitych scen seksu. Patrząc na walory Marilyn Chambers i Juliet Anderson każdy odbiorca oczekuje od nich jak najszybszego zrzucenia ciuszków i przejęcia inicjatywy we własne ręce, bądź też gorące usta, a nie tworzenia kreacji na miarę zdobycia statuetki Oscara. Wychodząc na przeciw oczekiwaniom widzów, reżyser uraczył odbiorców po raz kolejny kilkoma zapadającymi na długo w pamięci scenami. Wśród nich wyróżniłbym w szczególności jedną, z udziałem Marilyn Chambers i Jamiego Gillisa.
Magnum opus "Insatiable" stanowiła scena, podczas której Chambers uprawiała seks wraz z Davide Morrisem. Ten pełen pasji i namiętności stosunek doczekał się miana "uncommonly brutal" (niebywale brutalny) i chyba nikt nie przypuszczał, że Chambers stać na jeszcze bardziej wyuzdane popisy. Tym razem wielka zasługa w tym Jamiego Gillisa, który wciela się w pozbawionego wszelakich zahamowań mistrza, a Marilyn w jego niewolnicę. Jak przystało na BDSM mamy tu do czynienia z całym wachlarzem pomysłów, począwszy od krępowania ciała, duszenia, biczowania, kończąc na laniu rozgrzanego wosku na pobudzone ciało Chambers. Pozostałe sceny seksu, jak łatwo przewidzieć, są utrzymane w bardziej tradycyjnej konwencji, ale nie oznacza to, że są nie godne uwagi. Wręcz przeciwnie, na ekranie aż roi się od "smaczków", do których należą zarówno sceny lesbijskie, zabawy solo Juliet Anderson, jak i gorące trójkąciki. Szczególną uwagę warto zwrócić na erotyczne eksperymenty dwojga sióstr (ukłon w stronę serii "Taboo"), w które wcielają się młodziutkie Valerie LaVeaux i Shanna McCullough.
Niestety, nie zabrakło również wad, które psują ostateczny wygląd tej, mającej wszelkie predyspozycje do bycia kultową, produkcji. Największy problem obrazu tkwi w strasznie chaotycznym montażu, w wyniku, którego wiele scen jest najzwyczajniej w świecie pourywanych. Nie wyczuwa się również przepychu, z którego słynął pierwowzór. Tym razem lokalizacje są znacznie uboższe, a i Sandra Chase nie sprawia wrażenia multimilionerki, która ma cały świat u swoich stóp. Koszmarnie natomiast prezentuje się ścieżka dźwiękowa, która kompletnie nie współgra z wydarzeniami, jakie widzimy na ekranie. Także wspomniana wcześniej fabuła, okazuje się być wyjątkowo płytka i co gorsza poszczególne wątki donikąd nie prowadzą. Wszystkie te minusy rzutują na ocenie końcowej, która jest znacznie niższa niż w przypadku części pierwszej, ale nie powinna tak naprawdę zniechęcić nikogo do sięgnięcia po omawiany film. Zwolennicy dobrego porno z pewnością nie poczują się rozczarowani, a Marilyn Chambers rozgrzeje jeszcze nie jednego widza. Nie darmo w końcu nosi miano insatiable (niezaspokojona)!