Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, nadchodzi, więc czas podsumowań. W przypadku branży porno, mijający rok (2009) stał z pewnością pod znakiem porno-parodii, które pojawiały się niczym grzyby po deszczu. Wygląda, więc na to, że podczas rozdawania nagród AVN, produkcje te będą murowanymi faworytami w wielu kategoriach. Opublikowana niedawno lista nominowanych, mimo wszystko, zaskoczy i to niejednego widza. Otóż, obok znanych i lubianych tegorocznych hitów pokroju: "Not the Cosbys XXX", "This Ain't Happy Days XXX" czy "LA Pink", znalazły się również tak niecodzienne propozycje jak "Crock of Love" oraz "Jon & Kate Fuck Eight". I to właśnie o tej ostatniej będzie mowa w niniejszej recenzji.
Czy mówi coś komuś nazwa "Jon & Kate Plus 8"? To popularne reality-show, w Polsce znane lepiej jako "Rodzina 2+8", jest programem opowiadającym o życiu prawdziwej familii - państwa Gosselinów. W jej skład wchodzą Jonathan Gosselin wraz z małżonką Kate oraz ich ośmioro (!!!) niesfornych dzieciaków. Podczas każdego odcinka poruszane są różne problemy związane z wychowywaniem tak pokaźnej gromadki, a niejednokrotnie do głosu dochodzą również i dzieci, które dzielą się z widzami własnymi rozterkami.
W tym miejscu nasuwa się nieodłącznie pytanie, jak z tego typu reality-show można zrobić film porno? Przyznam się szczerze, że sam byłem pewien obaw, co też wymyślą nam scenarzyści. Jak się jednak okazało, moje obawy były bezpodstawne, a twórcy obrali najprostszy sposób na sparodiowanie tego programu. A więc zaczynamy...
Jon and Kate to małżeństwo, które przechodzi poważny kryzys. Ich poglądy na wspólne życie są całkiem odmienne i nic nie zapowiada rychłej poprawy. Chcąc ratować związek decydują się zasięgnąć rady specjalistki, w tym przypadku terapeutki, która ma ocalić ich związek. Już pierwsza wizyta okazuje się być olbrzymim zaskoczeniem, w szczególności dla Jona. Otóż sympatyczna terapeutka radzi mu, aby korzystał z życia jak najwięcej może. Czyż to nie piękna kuracja? Od tej chwili Jon i Kate zaczynają spotykać się z nowymi ludźmi, co szybko kończy się kolejnymi podbojami miłosnymi. Czy przelotne romanse sprawią, że szczęście znów zagości w ich sercach? A może to właśnie ciepło domowej sypialni jest tak naprawdę gwarancją szczęśliwego małżeństwa?
Czuję, że wielu osobom kamień spadł z serca. Twórcy serialu, na całe szczęście, porzucili wątek gromadki dzieci i skupili się na losach Jona i Kate oraz ich łóżkowych przygodach. Jeśli miałbym typować czarnego konia w wyścigu o miano najlepszego aktora porno, to oddałbym głos na Frankiego Younga. Wystarczy szybki rzut okiem na jego wygląd, a będziecie mieć nie lada ubaw. Otóż Frankie jest dość mizernego wzrostu, z leciutką nadwagą i co najlepsze - obdarzony wyjątkowo małym penisem. W gruncie rzeczy, jest on całkowitym zaprzeczeniem typowego aktora filmów dla dorosłych z olbrzymim przyrodzeniem i muskulaturą niczym u kulturysty. W przypadku parodii, dało to jednak niesamowity efekt. Wszystkie sceny z udziałem Frankiego to porcja śmiechu, okraszonego komicznymi dialogami. Szkoda jedynie, że reszta towarzystwa już nie jest tak zabawna.
Duży minus przyznaję w szczególności Riley Evans, która wciela się tu w postać Kate. Zdolności aktorskie tej porno gwiazdki są na poziomie zerowym, a co gorsza również i te czysto fizyczne atrybuty nie rzucają na kolana. Riley jest niezbyt urodziwa i sceny z jej udziałem są zbyt schematyczne, żeby zaciekawić widza. Jedynym pocieszeniem jest chyba to, że pozostałą część żeńskiej obsady również ślicznotkami nazwać nie można, więc Riley kompleksów mieć nie powinna.
Co czeka nas podczas oglądania poszczególnych scen seksu? Ogólnie to nic, czego byśmy już setki razy nie widzieli. Słabo wykonane blow-joby, trochę rżnięcia w kilku pozycjach, okraszonych niezbyt pokaźnymi cumshotami, to praktycznie opis większości scen. Wyróżniający się fragment to głównie anal, który możemy podziwiać w wykonaniu Riley Evans. Dla miłośników fetyszy nie ma tu chyba nic godnego uwagi, a i fani eksperymentów nie znajdą tu nic nowego.
Gdyby nie występ Frankiego, to pewnie film nie zyskałby żadnej popularności. Twórcom dopisało jednak szczęście i nominacja do nagród AVN, to z pewnością niezwykłe wyróżnienie. Czy obraz może liczyć na statuetkę? Osobiście twierdzę, że jest to prawie niemożliwe, ale któż wie...
Może mały, niski Frankie pokona swoich znacznie bardziej wyrośniętych kolegów po fachu?